Pokochaj swoją celę - św. Antoni Wielki

Powiedział także: „Jak ryby, które za długo leżą na brzegu, giną, tak i mnisi, którzy zwlekają z powrotem do celi albo wdają się w rozprawy ze świeckimi, tracą zdolność do skupienia. Toteż jak rybie do morza, tak nam trzeba wracać do celi: abyśmy przebywając zbyt długo na zewnątrz nie zapomnieli o czujności wewnętrznej”.

Dla mnichów pustyni cela była ośrodkiem całego życia. Oznaczała ona pewien określony teren, w ramach którego mieszkali, pracowali, modlili się i spożywali posiłki. Opuszczali ją rzadko i niechętnie, w stałości miejsca upatrując jeden ze środków do osiągnięcia świętości.

Cela stwarzała pewną przestrzeń wolności od rozproszeń, które utrudniały skupienie się na sprawach Bożych.

Porównanie, którym posługuje się święty Antoni przywołuje na myśl opisywanie środowiska życia, specyficznego dla konkretnych organizmów. Dla ryb jest nim woda, dla mnichów - cela.

Przebywanie poza właściwym środowiskiem, jest możliwe, ale tylko na krótką metę. Jeśli się przedłuża, pojawiają się negatywne konsekwencje tego stanu.

Pytanie, które rodzi się we mnie po lekturze tego apoftegmatu brzmi: Jakie jest moje środowisko? Jakie warunki pomagają mi na osiągnięcie optymalnego rozwoju?

Albo inaczej. Przebywanie w jakich miejscach rozstraja mnie najbardziej? Co mi najbardziej szkodzi?

Innymi słowy: Co jest moją celą? Gdzie ona się znajduje?

Wiem, że nie będę w stanie realizować życia takiego jak mnisi podobni świętemu Antoniemu. Nie mam szansy zamknąć się w małej celi, która całkowicie oddzieli mnie od świata. Ale może powinienem stworzyć sobie jakąś jej namiastkę? Znaleźć swoje miejsce, czas,  w którym będę mógł skupić się na swojej relacji z Bogiem. Pewien stały rytuał, dzięki któremu będzie wzrastać moja wewnętrzna czujność i skupienie.

Komentarze