Modlitwa dla zabieganych - Akty strzeliste

    


    Zdarza się, że w rozmowie ktoś tłumaczy mi: proszę księdza, ja nie mam czasu na modlitwę - i podaje jakieś tam, swoje usprawiedliwienia, które mają zasadność tak postawionego problemu ukazać w pełnym świetle.

    Zaczyna się od poranka, w którym budzik i jego drzemki mają być dociągnięte do ostatniej niemal chwili, tak, by wykorzystać każdą dostępną sekundę snu. Właściwie już w tym momencie wielu ludzi popełnia błąd, bo w programie porannych czynności nie zakładają w ogóle czasu i miejsca na modlitwę. Prawdziwe "teatrum" zaczyna się jednak dopiero wtedy, kiedy wszystkie te "drzemki" kończą się zaspaniem...

    W dalszym ciągu dnia pojawiają się obowiązki. Praca, gotowanie obiadu, korki na drodze...

    No i wieczór, kiedy człowiek jest zmęczony tak bardzo, że nic mu się już nie chce, więc też odkłada modlitwę na później, a potem, wcale nierzadko... robi się poranek i koło się zamyka.

    Praktycznie rzecz biorąc wszystkie te nasze usprawiedliwienia mają sens i brzmią całkiem logicznie. Jesteśmy przecież pokoleniem ludzi zabieganych tak bardzo, że nie mamy czasu na wiele ważnych spraw. Co gorsza, przyzwyczailiśmy się do tego zabiegania tak bardzo, że wcale nierzadko, że czasem wręcz dokładamy sobie zajęć, bo przecież czas trzeba wykorzystać jak najlepiej i jak najdokładniej (szkoda tylko, że niekoniecznie na modlitwę).

    Czy dla człowieka tak zabieganego, z tak poukładanym terminarzem, że niemal każdy oddech ma swoje miejsce w planie dnia, jest jakakolwiek forma modlitwy? Czy jest opcja na "wpuszczenie" myśli o Panu Bogu w taki styl życia?

    Paradoksalnie, Kościół "wytworzył" praktykę modlitwy, która może być propozycją dla współczesnego, nie mającego na nic czasu człowieka. Modlitwę, która jest niczym sms. Krótka, nie zajmująca wiele czasu. Mająca całkiem dużo różnych form, tak, że właściwie każdy odnajdzie jakąś dla siebie. Ta modlitwa, to modlitwa aktów strzelistych.

    Ciężko powiedzieć "kto zaczął". Moim zdaniem początków tej formy modlitwy można dopatrywać się już w starożytności chrześcijańskie, w praktykowanym przez mnichów "Ruminatio" - przeżuwaniu słowa, które polegało na powtarzaniu w myśli wybranego wersetu, cytatu z Pisma Świętego. Można też - być może - dostrzegać ją w proponowanym przez Ewagriusza z Pontu zwalczaniu pokus, poprzez odpowiadanie na nie odpowiednimi cytatami biblijnymi, przyzywanymi w myśli.

    W późniejszych czasach, do modlitwy aktów strzelistych zaczęto wykorzystywać też wersety spoza biblii. Sięgano do wezwań różnych litanii, kształtowano krótkie myśli pobożne sięgano do pism niektórych świętych i wyjmowano cytaty pobożne, które przekształcano w modlitwy.

    Dlaczego uważam, że modlitwa aktów strzelistych może być jeśli nie idealnym, to przynajmniej jakimś rozwiązaniem dla zabieganego, współczesnego człowieka, który chciałby się modlić? Bo kiedy chce się tak modlić, odpada argument braku czasu.

    Ile zajmuje przywołanie w myśli słów: "Jezu ufam Tobie!"? - A przecież te trzy słowa są już aktem strzelistym. Można je przywołać pomiędzy wyłączeniem budzika, a otwarciem oczu. Podczas przekręcania klucza w zamku, pomiędzy jednym, a drugim mailem wysyłanym w pracy. Stojąc na czerwonym świetle w korku czy przed przejściem dla pieszych.

    Nie wiem, czy da się zbudować duchowość "w biegu", opartą o akty strzeliste, ale na pewno są one ważną opcją dla współczesnego człowieka. Są możliwością spotkania z Bogiem, nawet krótkiego i niewielkiego, ale mimo wszystko - realnego.

    Ja osobiście widzę w nich tę "małą rzecz", której mogę dochować wierności, a która w konsekwencji uzdolni mnie do "rzeczy wielkiej".

    A może jeszcze inaczej, skoro apetyt rośnie w miarę jedzenia, to może i modlitwa będzie rosnąć w miarę... modlenia się...

Komentarze