Najświętsze Imię Jezus

    


Początek roku jakoś tak nieodłącznie wiąże się dla mnie z podjęciem decyzji, który z kalendarzy mam zawiesić na ścianie (zazwyczaj dostaję ich kilka, więc wybrać trzeba). Robię to racze z przyzwyczajenia i generuję tym samemu sobie problem (kartki nie przewracają się same), bo prawda jest taka, że praktycznie i tak korzystam najczęściej ze zintegrowanego z telefonem kalendarza Google.

    Oprócz tego "naściennego" mam też zazwyczaj klasyczny, papierowy terminarz. Też trochę z przyzwyczajenia niż z konieczności, z tą jedną różnicą, że w terminarzu zdarza mi się najczęściej robić notatki związane z kazaniami i homiliami. Koniec końców robi więc bardziej za brudnopis dla moich myśli niż za planner, bo kalendarz Google akurat dla tego celu się nie bardzo nadaje.

    Mam też trzeci kalendarz - liturgiczny. Ten, dzięki któremu dowiaduję się przed wyjściem z pokoju, na których stronach mam ustawić brewiarz i mszał, aby móc sprawować liturgię w jedności z Kościołem.

    Kalendarz, zwłaszcza liturgiczny, ma w sobie coś z żywego organizmu. Nie dlatego, że co roku wydawany jest na nowo. On ma swoje życie. Zmienia się. Dostosowuje do danego roku. Ewoluuje.

    Jego szczególną - w odróżnieniu od innych kalendarzy - cechą, jest podział dni według ich rangi. Swoją wagę mają niedzielę, trochę inną uroczystości, święta, wspomnienia. Zdarza się, że kiedy data przynosząca obchód o niższej randze zderzy się z dniem o wyższym priorytecie (na przykład z niedzielą), to musi przed nim ustąpić. Mogą się więc zdarzyć takie lata, w których niektórzy ze świętych "oddają" swoje wspomnienia na rzecz świętowania niedzieli.

    Kolejnym przejawem "życia" kalendarza liturgicznego, jest zmienność rang niektórych dni. Nie chodzi o to, że raz jest tak, a raz inaczej. Po prostu upływający czas, kolejne beatyfikacje, kanonizacje czy inne decyzje, wprowadzają do tego kalendarza nowe obchody, które zastępują stare. Niektóre odchodzą w zapomnienie, inne znowu zyskują nowe życie.

    Ten przydługi wstęp, zrodził się z dzisiejszego wspomnienia dowolnego Najświętszego Imienia Jezus. Wspomnienia dowolnego, które w sumie jeszcze nie tak dawno, było obchodzone jako "dzień 2 klasy", co odpowiadało by randze święta we współczesnej wersji kalendarza.

    Sama tajemnica Najświętszego Imienia Jezus, w pierwszej kolejności przypomina mi wykłady z Chrystologii, które prowadził dzisiejszy Biskup Opolski Andrzej Czaja, wówczas jeszcze ksiądz profesor. Pamiętam, jak pewnego razu poświęcił dłuższy passus wykładu zbawczej mocy Tego Imienia, nawiązując  do hymnu, który święty Paweł zawiera w swoim liście do Filipian.

    Przypomina mi też ten krótki fragment Dziejów Apostolskich, w którym pełen Ducha Świętego Piotr wypowiada słowa i nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. (Dz 4, 12) - a wszystko to, w kontekście przywrócenia zdrowia człowiekowi. W imię Jezusa Chrystusa Apostołowie dokonują cudu. W Jego imieniu wyruszają w podróże misyjne i To konkretne Imię oraz związane z Jezusem zbawienie głoszą ludziom. Imię Jezusa staje się ich sztandarem i znakiem.

    Moc tego imienia, rodzi się z uniżenia, które Jezus przyjął na siebie aby doprowadzić do skutku dzieło Odkupienia. (por. Flp 2, 1-11)

    Dzisiejsze wspomnienie przypomina jednak prawdę, która jest niektórym niewygodna. Prawdę o tym, że nie jest obojętne do Kogo się uciekam i Kogo wyznaję. Prawdziwym Zbawicielem jest tylko Jezus Chrystus. Tylko On.

    Zachęcam do przeczytania dziś obu fragmentów, do których odwołuje się powyżej. Do rozważenia ich i zastanowienia się nad tym, co oznacza dla mnie prawda o Najświętszym Imieniu Jezusa.

    Zachęcam też do odkrycia i modlitwy Litanią do Najświętszego Imienia Jezus, która w bardzo piękny sposób odkrywa w swoich kolejnych wezwaniach prawdę o mocy Tego Imienia.

    Zachęcam wreszcie do tego, by przemyśleć to, jak na codzień posługujmy się Tym Imieniem i w jakich okolicznościach, w jaki sposób je wypowiadamy.

Komentarze