Dzień Papieski...

    


     Tak, to dopiero w przyszłą niedzielę. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale list Konferencji Episkopatu Polski, który go zapowiada był wczoraj. Wczoraj też zaobserwowałem toczącą się tu i ówdzie dyskusję na temat "zmemizowania" tematu Papieża Polaka wśród młodego pokolenia.

    I tak sobie pomyślałem, że wcale się tym młodym ludziom nie dziwię. Nie usprawiedliwiam ich, bo spora część ich stosunku do osoby i dzieła Jana Pawła II bierze się moim zdaniem z ich lenistwa poznawczego, które nie pozwala im na zdobycie rzetelnej wiedzy. Ale przecież nie tylko młodzi tak mają. Mam wrażenie, że problem wcale nieobcy jest "mojemu pokoleniu" zbliżającemu się już do "czterdziestki". 

    Czy umiem wskazać na przyczyny problemu? Zapewne nie na wszystkie, ale kilka mocnych typów mam. 

    Na pierwsze miejsce wśród przyczyn takiego, a nie innego postrzegania osoby Jana Pawła II przez ludzi młodych wpisałbym fakt, że niemal równocześnie z otarciem łez po jego śmierci, zamilknięciu echa po okrzykach: "Santo subito" i rozpoczęciu się procesów: beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego, zaczęło się robienie biznesu. I żeby jeszcze chodziło tylko o kolekcjonerskie wydania encyklik i innej spuścizny literackiej...

    Ewidentne pierwszeństwo w "JaniePawłowym" biznesie zajmują oczywiście kremówki. (Osobiście uważam, że gdyby papież wiedział do czego doprowadzi ta chwila wspomnień, na jaką pozwolił sobie w Wadowicach, to by w życiu o tych kremówkach po maturze nie wspomniał). Zaraz potem obrazki, nierzadko tak kiczowate, że oko boli od samego zwrócenia na nie uwagi. Pomniki, których wcale nie chciał i śpiewana przy każdej z nim związanej okazji "Barka" (bo przecież lubił tę piosenkę).

    Jego słowa i nauczanie - "w żadnym wypadku, a komu to potrzebne".

    Na fali entuzjazmu nakręcono dwa, moim zdaniem całkiem niezłe filmy biograficzne, które nawet zdobyły się na to, by pokazać to i owo z istoty działań, które podejmował Jan Paweł II jako papież, ale mam wrażenie, że to także nie wniosło zbyt wiele. Ogół ludzi osiadł na rozrzewnionych wspomnieniach o tym, że mieliśmy "Papieża Polaka" i tym się zadowoliło.

    Ale lata płyną. Przyszło pokolenie, które nie pamięta tych emocji jakie towarzyszyły ludziom, kiedy przebiła się informacja, że oto kardynałowie wybrali Karola Wojtyłę na papieża (po prawdzie tego to i ja nie pamiętam, z przyczyn dość naturalnych - jeszcze mnie na świecie nie było). Pokolenie, które nie pamięta ani mocy słów: "Niech zstąpi Duch Twój...". Ba. Nie pamięta nawet pierwszej Lednicy i papieża, który symbolicznie przeleciał śmigłowcem nad Bramą-Rybą. Nie pamiętają nagrywanych corocznie słów do młodzieży. Bo nie mogą pamiętać.

    Ich postrzeganie Jana Pawła II uformowane zostało przez około papieski, kremówkowo-barkowy biznes, który - nie da się tego ukryć - jest dla nich śmieszny. 

    Spoglądając na to maksymalnie obiektywnie. Jest śmieszny nie tylko w oczach młodego pokolenia. Jest śmieszny obiektywnie. Zwłaszcza, jeśli pomyśli się o tym, że cały ten "biznes" jest pierwszym i często jedynym zetknięciem z postacią, o której wciąż mówi się, że: "wielkim człowiekiem był". Ale czemu był? Co takiego wielkiego zrobił? Tego już nad zajadaną ze smakiem kremówką nie da rady usłyszeć...

    Nie mam pojęcia jak zaradzić temu, co się stało. Mam wrażenie, że to mleko rozlało się bardzo dawno temu.

    Nie można jednak stwierdzić, że skoro się zepsuło to już po sprawie. Owszem. Pewnych spraw się już nie nadrobi, ale to wcale nie oznacza, że należy się poddać. Wręcz przeciwnie. Trzeba podjąć pracę. Ale pracę nie tyle nad młodym pokoleniem, a na pewno nie w pierwszej kolejności. Trzeba podjąć pracę nad sobą.

    Trzeba otrząsnąć się z łatwego, ale co tu kryć - bardzo spłycającego temat sentymentalizmu. Przestać rozczulać się nad wspomnieniami o "kremówkach po maturze", a przysiąść do lektury. Zapoznać się z nauczaniem Jana Pawła II. Encyklikami, adhortacjami, homiliami... Jest tego mnóstwo, a prawie wszystko do odnalezienia online.

    Zamiast śpiewać "Barkę" co i rusz, przeznaczyć 10-15 minut dziennie na lekturę Katechizmu Kościoła Katolickiego, który tak ładnie biskupi nazwali jednym z większych owoców tego pontyfikatu.

    Trzeba będzie nie raz skulić uszy i zrobić rachunek sumienia w zetknięciu z ostrymi i bezkompromisowymi diagnozami, jakie Jan Paweł II wystawił współczesnemu człowiekowi i światu...

    Z takim orężem, będziemy mogli wejść w dyskusję z młodzieżą, która Jana Pawła II zna tylko z memów i rzewnych, sentymentalistycznych obrazków, jakie my, dorośli, fundowaliśmy jej przez lata.

    I na Boga. Żadnych kremówek!

Komentarze