Pajęczarniowa zajawka

 

    

    Uczciwość nakazuje mi wpisać na samym początku, że ta seria postów, która będzie wynikiem tego dzisiejszego nie jest czymś nowym. Wszystkie te teksty zostały przeze mnie ułożone w czasie wakacji, na potrzeby Kursów Dębowo-Pajęczych ZHR i w związku z tym są one dedykowane komendzie i kursantom tychże kursów, jako że to oni byli pierwszymi i głównymi ich adresatami.

    ***

    Na początek kilka słów na temat tego co to jest "Pajęczarnia". Piszę je przede wszystkim z myślą o wszystkich nie-harcerzach, albo harcerzach nie należących do ZHR, aby mieli szansę zrozumieć okoliczności w jakich powstawały teksty związane z tym cyklem.

    "Pajęczarnia" to nieformalna, choć kultowa nazwa Kursów Dębowo-Pajęczych, należących do najstarszych kursów instruktorskich w Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. (W zeszłym roku świętowaliśmy jej trzydziestolecie). Jest to kurs przygotowujący do zdobywania stopni instruktorskich przewodnika (Kurs Pajęczy) i podharcmistrza (Kurs Dębowy), który potrafi zgromadzić zainteresowanych z całej Polski. Ma swoją legendę i swoje zwyczaje - jak to każde, cykliczne wydarzenie harcerskie. Jest zorganizowany w zamyśle "idealnego obozu drużyny", tak, aby kursanci mogli doświadczyć metody harcerskiej na sobie (choć teorii i wkuwania też tu nie brakuje).

    Osobiście pierwszy raz na „Pajęczarni” wylądowałem w 2004 roku. Odbywała się na terenie leśniczówki Wolność nad Jeziorem Charzykowskim. Komendantem był wówczas jej założyciel, legendarny "Jawor", czyli ks. hm. Andrzej Jaworski, a oboźnym wówczas jeszcze phm. Konrad Konefał. Kuchnią rządziła pani Lidka. (Też poniekąd legenda). Byłem wtedy jednym z kursantów.  Przeżyłem swoją przygodę kursową. Przywiozłem z niej swój patent drużynowego i związaną z nim możliwość otwarcia próby instruktorskiej, choć udało mi się z nich skorzystać dopiero po przyjęciu święceń kapłańskich w 2008 roku. (Ale to inna historia).

    Upłynęło kolejnych dziesięć lat i znowu wróciłem na  „Kursy Pajęcze”. Tym razem w nowej roli, jako kapelan i członek komendy kursu. Zawdzięczam to hm. Marcinowi Musze, który był wówczas komendantem kursów i szukał kapelana, który zgodziłby się na spędzenie w lesie dwóch tygodni, by sprawować sakramenty i poprowadzić zajęcia z wychowania religijnego dla przyszłych instruktorów. To wtedy zrodziła się myśl, aby „Pajęczarnia” miała swojego patrona.

    Nie chodziło tylko o to, by w kaplicy obozowej pojawił się obrazek świętego. Zależało nam na tym, aby patronem był ktoś, kto ma coś do zaoferowania młodym mężczyznom i przyszłym wychowawcom. A więc nikt z tych, którzy mogliby się wydać oczywistymi kandydatami. Wybraliśmy świętego Benedykta. Wybór ten, wynikający troszkę z mojej osobistej miłości do świętego opata, miał jednak inne uzasadnienie. Chodziło o Regułę, która stała się wówczas kanwą do wygłoszenia całego cyklu kazań (które poniekąd od tamtego czasu próbuję odtworzyć i spisać, choć idzie to średnio, ale może wreszcie się uda).

    Ten „pierwszy raz” w roli kapelana kursów instruktorskich nie był ostatnim. Po roku znów miałem okazję pojawić się na kursie i znów podjąć się roli kapelana. Tym razem temat zaczerpnąłem z programu duszpasterskiego, jaki opracowany został przez Konferencję Episkopatu Polski. Kursanci wysłuchali więc cyklu kazań o Eucharystii. Rok później – o św. Józefie.

    W tym roku miałem okazję pojawić się na „Pajęczarni” po raz czwarty. Zmienił się komendant, ale wizja mojego działania pozostała mniej więcej taka sama. Wybrałem więc kolejny już raz patrona kursów, którym tym razem został św. Karol de Foucauld. Wraz z tym wyborem rozpocząłem przygotowania cyklu kazań, które miałem zamiar wygłosić w czasie kursów. Inspiracją stały się dla mnie rozważania świętego Karola na temat wiary.

    Ponieważ tym razem postanowiłem zebrać po kursach swoje myśli i opracować je w formie pisemnej, zdecydowałem się na zabranie ze sobą dyktafonu. Dzięki temu, Nie opierać się jedynie na notatkach, które w moim wykonaniu są zazwyczaj bardzo chaotyczne i niedługie. 

    Z góry zakładam, że wersja pisana moich „homilio-gawęd” będą dłuższe niż te, które wygłosiłem w trakcie kursów, ale myślę, że dzięki temu uda mi się nadać im formę o wiele bardziej systematyczną, a to ułatwi innym posłużenie się nimi jako inspiracją do podjęcia tematu wiary w ramach pracy z harcerkami i harcerzami we własnym środowisku.

    Jeszcze kwestia formalna. Ponieważ źródłowo gawędy poniższe były tak naprawdę homiliami, dlatego będą związane z fragmentami Ewangelii, które stanowiły ich źródło. Cytować je będę wykorzystując teksty opublikowane pod adresem: https://www.biblijni.pl

Komentarze