Wtorek XIV tygodnia zwykłego


Mt 9, 32-38

    Zdumiewające jest to, jak bardzo odmiennie można spoglądać na to samo wydarzenie. Fakty są takie. Jest człowiek opętany i niemy. Przyprowadzony do Jezusa - odzyskuje wolność i mowę. Hip, hip hurra!? - Zależy dla kogo.

    Oczywiście zwykli ludzie, którzy idą za Jezusem są zdumieni i zachwyceni tym wydarzeniem. Nie ukrywają tego i posuwają się do stwierdzeń: Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu.

    Co innego faryzeusze. Oni się nie cieszą. Im cudotwórcze moce, którymi posługuje się Jezus, stają ością w gardle. Starają się więc całe zdarzenie umniejszyć, albo wręcz zdyskredytować - Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy. - Tak jakby byli w stanie to stwierdzić z jakąkolwiek dozą pewności. Zresztą, to nie jest ważne czy potrafią. Ważne, by na Jezusa rzucić choć cień podejrzenia. By powiedzieć cokolwiek takiego, co choć część ludzi zachwyconych cudem, odciągnie od Niego. 

    Czy przemawia przez nich bardziej zawiść czy strach, tego nie sposób określić.

    Straszne w tym wszystkim jest to, że ich własne obawy, obiekcje, czy co tam jeszcze, okazują się być czynnikiem tak bardzo zaślepiającym na Boże działanie. Do tego stopnia nie widzą prawdy o Jezusie, że trudno określić czy stawianie siebie (szeroko rozumiane) na pierwszym miejscu jest przyczyną czy skutkiem odrzucenia Jezusa.

    Ja w każdym razie w ich postawie widzę przestrogę. Przestrogę przed stawianiem siebie i swoich pomysłów ponad Bogiem.

Komentarze