Trzeci stopień pokory

 Trzeci stopień pokory święty Benedykt opisuje bardzo krótko, co wcale nie oznacza, że jest on prosty i łatwy w realizacji.

Trzeci stopień pokory: jeśli z miłości do Boga poddajemy się z całkowitym posłuszeństwem przełożonemu, naśladując Pana, o którym mówi Apostoł: „Stał się posłuszny aż do śmierci” (Flp 2,8). [Reg 7,34]

Jest to stopień, który jest bardzo mocno związany z drugim człowiekiem. Z relacją z przełożonym. I ten aspekt wysuwa się w nim zdecydowanie na pierwszy plan.

Przełożeni bywają różni. Z jednymi dogadujemy się lepiej, z innymi gorzej. Niektórzy są apodyktyczni, inni trochę jak ciepłe kluchy. Ale niezależnie od tego, jaki przełożony nam się trafił, jesteśmy mu winni posłuszeństwo.

Oczywiście. W naszych czasach to posłuszeństwo wcale nie jest takie oczywiste, a stwierdzenie tego, czy powinno być bezwzględne będzie podlegało wszelkim dyskusjom. Podwładni będą się powoływać na różne swoje prawa (które całkiem słusznie są im przynależne) i próbować dyscyplinę posłuszeństwa luzować tak bardzo, jak tylko jest to możliwe.

Całkowite i bezwzględne posłuszeństwo coraz trudniej przychodzi dziś kapłanom czy zakonnikom. Zaledwie dziś rano miałem okazję rozmawiać z franciszkaninem, który opowiadał, jak to nie ma w zakonie środków do tego, aby skłonić do udziału we wspólnych modlitwach mnicha, który ich unika. Nie raz i nie dwa słyszy się o kapłanach, którzy jawnie stają w oporze przeciw decyzjom swoich biskupów. A wszystko to w atmosferze dyskutowania i przedstawiania kolejnych racji, najczęściej swoich…

Co jest kluczem do pokory, która wyraża się w posłuszeństwie przełożonym, według świętego Benedykta?

Być może w pierwszym czytaniu opisu tego stopnia pokory to umyka, ale święty Benedykt podaje aż dwa.

Pierwszym jest miłość do Boga. (…) Jeśli z miłości do Boga poddajemy się… Tylko czy w sytuacji, kiedy przełożony wydaje nam polecenie, które nam się nie podoba, potrafimy o tym myśleć? Czy w ogóle przychodzi nam na myśl, że moje ugięcie karku, nie przedstawienie swoich (nawet słusznych racji) może być wyrazem miłości do Boga? Albo jeszcze inaczej. Czy potrafię miłość własną (która moim zdaniem nierzadko jest przyczyną nieposłuszeństwa okazywanego przełożonym) postawić na drugim miejscu, tak, aby ustąpiła w moim sercu miłości do Boga? Myślę, że te pytania warto sobie postawić.

Drugim kluczem do takiej pokory, który podpowiada święty Benedykt, jest naśladowanie Chrystusa. W REGULE przywołany jest do pomocy fragment listu do Filipian. Stał się posłuszny aż do śmierci (Flp 2, 8). Te słowa odnoszą nas do bardzo konkretnych wydarzeń, które znamy z Ewangelii. Możemy prześledzić opisy Męki Jezusa, począwszy od Ostatniej Wieczerzy, aż po ukrzyżowanie i rozważyć wszystko to, co się w tych chwilach wydarzyło. Możemy zobaczyć, jak Bóg-Człowiek modli się w Ogrójcu i wypowiada słowa wyrażające posłuszeństwo woli Ojca. Możemy rozważyć, jak realizowało się w chwili pojmania, w scenach sądu, w niesieniu krzyża, w śmierci. Możemy dostrzec, że podstawą tego posłuszeństwa Ojcu, które realizowało się poprzez poddanie się władzy ludzi, była miłość.

Trudność trzeciego stopnia pokory polega na tym, że wyraża się w posłuszeństwie i podporządkowaniu swojej woli, woli drugiego człowieka ze względu na miłość do Boga. Mamy z tym problem, bo niezależnie od tego, jak bardzo szlachetne i dobre nam się to wydaje, kiedy rozważamy to teoretycznie, to w momencie „próby”, dochodzi bardzo często do konfliktu tej szlachetnej idei z naszym umiłowaniem wolności i samostanowienia.

A może dla kogoś jeszcze inaczej. Sedno trudności w osiągnięciu tego stopnia pokory, będzie zawarte w poczuciu, że posłuszeństwo tak pojmowane, to oznaka słabości. A słabość nie wydaje się ani szlachetna, ani dobra. Słabość nie pociąga. Nie dążymy do niej. Dążymy do tego, by posiąść siłę, która wyraża się we władzy i możliwości decydowania.

Mnie natomiast wydaje się, że o wiele więcej siły wymaga od nas nagięcie swojej woli do woli przełożonego. Że wyrazem o wiele większej potęgi, jest osiągnięcie tak wielkiej miłości do Boga, że ze względu na nią, jestem zdolny do posłuszeństwa okazywanego przełożonemu, drugiemu człowiekowi.

I jeszcze jedna refleksja.

Drugi stopień pokory nie bez przyczyny polegał na tym, by nad swoją wolę przedkładać wolę Bożą. On miał przygotować nas na trzeci, który w pewien sposób jest trudniejszy od drugiego, bo Bóg jest większym autorytetem od człowieka, bo nie ma w Bogu tych wszystkich niedoskonałości, które możemy dostrzec w naszym przełożonym. Ale… Dostrzegamy, że dziś autorytet Boga jest podważany może bardziej, niż autorytet niektórych ludzi; że ludzi coraz większą trudność mają w życiu według woli Bożej (na różnych poziomach od odrzucenia racjonalnego, Bożego porządku świata, po odrzucenie przykazań i prawa naturalnego). A to musi się przekładać na to, że trzeci stopień pokory, jest bardzo trudnym do osiągnięcia.

Komentarze