Poniedziałek XIV tygodnia Zwykłego

 


Mt 9,18-26

    Święty Mateusz, przedstawia nam w dzisiejszym fragmencie swoje Ewangelii dwoje ludzi o wielkiej wierze. 

    Pierwszym jest Jair, który przychodząc do Jezusa wypowiada słowa: Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i połóż na nią rękę, a żyć będzie. Drugą jest kobieta, która cierpiąc od kilkunastu lat na swoją chorobę myśli sobie: Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa.

    Myśląc kategoriami współczesnego, "racjonalnego" człowieka - dwoje szaleńców. 

    Jair. Zdesperowany ojciec, którego córka dopiero co skonała. Jest w pełni świadom tego co zaszło. Mówi o tym wprost. A jednak, mimo tego, że każdy lekarz na ziemi i dziś i dwa tysiące lat temu powiedziałby: "na śmierć nie ma lekarstwa", przychodzi do Jezusa i mówi - przyjdź i połóż na nią rękę, a żyć będzie. Ile w tym desperacji, a ile przekonania, że Ten, o którym mówią, że jest cudotwórcą i Synem Bożym, na prawdę ma władzę nad życiem i śmiercią? - Tego zapewne nie dowiemy się nigdy. Ten brak wiedzy nie zmieni jednak tego co istotne - Jezus przyszedł, wziął dziewczynkę za rękę, a ona wstała, jak gdyby nic się nie stało.

    Owszem. Można doszukiwać się racjonalych wyjaśnień. Szukać odpowiedzi w niedoskonałości wiedzy medycznej epoki Jezusa. Interpretować to zdarzenie jako wybudzenie z letargu albo wybudzenie z krótkotrwałej śpiączki czy stanu śmierci klinicznej... Bo tak jest łatwiej nam, ludziom racjonalnym, przekonanym o naukowości świata i braku w nim miejsca na zdarzenia niewyjaśnione, na cuda.

    A jednak jest coś w historii Jaira i jego córki, i ich spotkania z Jezusem, co nakazuje się na chwilę zatrzymać i zastanowić nad wiarą tego człowieka, która staje się podstawą cudu.

    Podobnie jest z kobietą cierpiącą na krwotok. Z punktu widzenia Prawa Mojżeszowego jej choroba powodowała właściwie permanentną nieczystość rytualną, stan w którym kobieta była wykluczona z wszelkich form kultu religijnego, ale także - ponieważ mogła swoją nieczystość sprowadzić na innych - z wszelkich form życia społecznego. Z punktu widzenia medycznego - mamy do czynienia z przypadłością trwającą dwanaście lat, której nikt nie potrafił wyleczyć albo nawet złagodzić. To co jej pozostało, to głębokie przekonanie, że Ten cudotwórca, o którym głośno jest w całej okolicy ma moc, aby przywrócić jej zdrowie.

    Kobieta ta nie ma nawet odwagi by zwrócić się do Jezusa wprost. Wystarcza jej dotknięcie się płaszcza, skraju szaty Jezusa. I znowu - w momencie, w którym ten dotyk staje się - ona odzyskuje zdrowie. Natychmiast. W tym momencie.

    Ufaj, córko! Twoja wiara Cię uzdrowiła.

    Wiara. Prosta. Wręcz szalona. Podobna do skoku w przepaść. Właściwie niepozostawiająca miejsca na wątpliwości. Oto, co charakteryzuje Jaira i kobietę cierpiącą na krwotok. Wiara, której głębia zdaje się być zbyt szalona dla współczesnego człowieka, którego nauczono programowo wątpić we wszystko. 

    Czasem bardzo żałuję tego, że mnie też tak trudno zdobyć się na tak wielkie, bezapelacyjne zaufanie Bogu. Że też zostałem nauczony wątpić, analizować i roztrząsać i przez to nie potrafię być jak Jair czy kobieta z dzisiejszej Ewangelii...

    Na szczęście - trochę żartem, trochę serio - czytałem kiedyś powieści sir Arthura Conana Doyle'a i pamiętam słowa Sherlocka Holmesa (fikcyjnego, ale jednak wielkiego racjonalisty): Kiedy wyeliminujemy już wszystko, co niemożliwe, cokolwiek by pozostało, jakkolwiek byłoby nieprawdopodobne, musi być prawdą.

    I właśnie te słowa pomagają mi stawać wobec tego, co nazywamy cudami.

Komentarze