Wspomnienie świętych męczenników, Karola Lwangi i Towarzyszy.

     Odkąd pamiętam, w kazaniach i homiliach dotyczących dzisiejszej Ewangelii zwracano szczególną uwagę na to, że Jezus z każdym kolejnym pytaniem niejako obniża wymagania, dostosowując się do poziomu Piotra. Tekst polskiego tłumaczenia nie podkreśla tego tak wyraźnie, ale oryginalny, grecki -zdecydowanie.

    A ja, podczas porannego rozmyślania pomyślałem sobie, że może to nie do końca właściwy kierunek patrzenia na sprawę. Bo choć jest w tym coś kuszącego (wszyscy lubimy, kiedy okazuje się, że wymagania zostały obniżone), to przecież nie wydaje się, by o to chodziło Jezusowi.

    Mam wrażenie, że powinniśmy w tych trzech stopniach, z których metaforycznie Jezus schodzi ku Piotrowi dostrzec drogę, którą mamy do przejścia. Od przyjaźni, poprzez miłość, aż po "miłowanie większe niż ci".

    Można powiedzieć, że Piotr też to dostrzegł i poprzez lata, które przeżył począwszy od tego dnia, aż po dzień swojego własnego ukrzyżowania, starał się dorastać i wspinać ku owemu "więcej niż ci", które potwierdził męczeńską śmiercią.

    I wcale nie chodzi o to, że na wzór św. Piotra, każdy wierzący Chrystusa ma stać się męczennikiem.

    Raczej powinniśmy dzisiejszą Ewangelię potraktować jako zaproszenie do tego, by stanąć przed Jezusem jak Piotr, z głęboko odczuwanym żalem za swoje grzechy. By poczuć, że spoglądam w oczy Jezusa, który stawia mi dokładnie te same pytania, które usłyszał Piotr. By odczytać w nich swój początek drogi, która ma być rozwijaniem się miłości ku Chrystusowi ku takiej, w której nie będę się musiał lękać pytania: czy miłujesz mnie więcej, aniżeli Ci?...

Komentarze