Środa XII tygodnia zwykłego


    Mt, 7, 15-20

 Zdanie: Poznacie ich po ich owocach należy do najbardziej znanych wypowiedzi Jezusa. Jest też zapewne jednym z najczęściej cytowanych z pamięci. Zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś nie chce używać wprost zwyczajnego: A nie mówiłem!

    I powiedzmy sobie szczerze. Nie o to chodziło Jezusowi, kiedy te słowa wypowiadał. To my w jakimś stopniu odmieniliśmy ich znaczenie i dostosowaliśmy je do swoich potrzeb. Bo tak nam wygodniej. Bo tak lepiej brzmi. Kontekst wypowiedzenia ich przez Jezusa zszedł już dawno na dalszy plan i prawdopodobnie mało kto, spośród posługujących się tym cytatem, pamięta o nim.

    A kontekst podaje nam dzisiejsza Ewangelia. 

    Zdanie to wypowiada Jezus w kontekście przestrogi przed fałszywymi prorokami. Fałszywymi, to znaczy takimi, którzy pod pozorem głoszenia prawdziwej nauki, będą niszczyć wiarę uczniów Chrystusa. Ich pozna się po owocach. 

    Ale tu jest ukryty mały haczyk. Aby być w stanie rozpoznać te niedobre owoce, trzeba mieć jakieś pojęcie o owocach dobrych.

    I mam wrażenie, że to jest jednym z największych problemów, a jednocześnie źródło sukcesów wszelkiego rodzaju grup, sekt, liderów i samozwańczych ewangelistów. Wielu ludzi nie zna tych prawdziwych, dobrych owoców. Dlatego łapią się na fałszywki i podróbki.

    Wobec tego istotnym pytaniem jest: Co mogę zrobić, aby poznać smak dobrych, Jezusowych owoców?

    Na to pytanie łatwo byłoby odpowiedzieć kilkoma frazesami, ale to wbrew pozorom nie jest takie proste. Bo co komu da odpowiedź: Musisz poznać Jezusa i spotkać się z nim na prawdę,  jakkolwiek bardzo prawdziwa, kiedy człowiek nie wie gdzie może to uczynić, a otacza go całe mnóstwo takich, którzy twierdzą, że to oni najlepiej wiedzą jak to zrobić.

    Patrząc uczciwie na historię Kościoła, to i Kościół Katolicki nie ma na to jednej skutecznej recepty, bo spoglądając na żywoty świętych dostrzeżemy, że każdy z nich na prawdę spotkał Jezusa, ale każdy z nich szedł za nim trochę inną drogą.

    Ale może właśnie w tym kryje się pomysł. Dawniej, w domach czytywano żywoty świętych. Poznawano ich życiorysy i ich doświadczenie spotkania z Jezusem. Dzięki temu każdy wierzący dostrzegał, jak wiele jest w Kościele dróg, które prowadzą do spotkania z Jezusem - i nie musiał szukać poza nim. Oczywiście nie kończyło się na lekturze. Po odnalezieniu tej, która wydawała się właściwą, każdy rozpoczynał swoją własną drogę, zainspirowaną tymi żywotami. I tak jakoś to szło.

    Może od tego warto zacząć. Poznać tych, co do których jesteśmy pewni, że ich spotkanie z Jezusem wydało dobre owoce i zacząć ich naśladować.

Komentarze