Kilka myśli

     W ostatnich dniach dwie sprawy wywołały u mnie "filozoficzny" nastrój, który ostatecznie skłonił mnie do tego, by napisać ten tekst.

    Pierwsza myśl została wywołana tytułem jednego z artykułów, który przykuł moją uwagę podczas przeglądania Facebooka: "Czy w Boże Ciało jest obowiązek uczestniczenia we Mszy świętej?"

    Od razu zaznaczę, że nie chodzi mi w żadnym stopniu o polemikę z treścią artykułu. Poruszył mnie sam tytuł i to, co w mojej ocenie za nim się kryje.

    Wydaje mi się, że takie sformułowanie tytułu artykułu (na katolickim skądinąd portalu) brutalnie obnaża nasz specyficzny minimalizm w podejściu do wiary, który kwestię Mszy Świętej sprowadza do zagadnienia obowiązku. Muszę iść do kościoła, czy nie muszę iść do kościoła? To jest pytanie, które zadaje sobie większość czytelników tego artykułu. I jeśli mam rację, to taka postawa pokazuje jak mało rozumiemy z Eucharystii. 

    Sformułowanie tego tytułu sprowadza temat udziału we Mszy Świętej uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej do zagadnienia uniknięcia grzechu. Bo jeśli przypadkiem jest to święto nakazane, to znaczy, że iść muszę. Ale jeśli nie, to już nie. Serio!? Na prawdę na Mszę Świętą wybieram się tylko wtedy, gdy nieobecność jest zagrożona grzechem? Innych powodów nie ma!?

    Druga myśl, która związana w sumie jest z tą pierwszą, to powszechnie obecne, entuzjastyczne komunikaty o dyspensie udzielanej na piątek po Bożym Ciele. I znowu. Nie tyle sam fakt dyspensy (która, jeśli uczciwie się nad tym zastanowić jest usankcjonowaniem faktu i powszechnego ignorowania piątkowego postu przy okazji długiego weekendu) mnie porusza, ile fakt, że właściwie doszliśmy do takiego etapu, w którym oburzenie i zgorszenie wywołało by jej nieudzielenie.

    Dodatkowo komunikaty poszczególnych parafii, gazet, portali utrzymane są w stylu: Hurra, mamy dyspensę! Możemy w piątek poszaleć i zrobić grila.

    Przeraża mnie to wszystko. Przeraża okrutnie, bo pokazuje jak bardzo potrafimy spłycać głębie tego co jest nasza wiarą i jak bardzo nie jesteśmy zainteresowani tym, by stawiać sobie jakiekolwiek wymagania.

    Święta Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała kiedyś, że gdyby ludzie znali prawdziwą wartość Eucharystii, to służby publiczne musiałyby kierować ruchem przy wejściach do kościołów. Coś mi mówi, że jeszcze długo nam to nie grozi, o ile nie zmieni się nic w naszym podejściu do tego sakramentu. O ile nie zrozumiemy, że jest to przestrzeń, w której najbardziej na świecie możemy doświadczyć miłości Jezusa, który ofiarowuje się Ojcu w ofierze za nas, a nam jako pokarm.

Komentarze