Sobota VI tygodnia wielkanocnego

     W dniu poprzedzającym Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, w Ewangelii słyszymy, że Jezus, który od Ojca wyszedł, do Ojca powraca. Domyka się pewien cykl zdarzeń. 

    W kilku zdaniach (wybranych z dłuższej wypowiedzi Jezusa) uczniowie słyszą bardzo ważne przesłanie: ...Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga.

    Jezus pozostawia ich też z zachętą: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna.

    Prosić w imię Jezusa...

    Trudny jest ten fragment Ewangelii dla każdego, kto próbował Boga o coś prosić, a nie stało się po jego myśli. Przecież z tyłu głowy zawsze pozostaje ten żal, to przekonanie - prosiłem, a nie otrzymałem.

    Pojawia się więc pytanie: Co znaczy prosić w imię Jezusa?

    Tak po ludzku, kiedy załatwiam sprawę w czyimś imieniu, to staram się postępować tak, jak oczekuje tego ode mnie tej, w którego imieniu działam. Jeśli zanoszę w imieniu kogoś podanie o pracę, to zanoszę je do biura, które on mi wskazał, nawet jeśli wydaje mi się, że nie jest to najlepsza decyzja.

    Czy w tym wskazaniu Ewangelii może chodzić o coś podobnego?

    To znaczy. Jeśli chcę prosić Boga w imię Jezusa, to może powinienem zadać sobie na samym początku pytanie o to, czego w danej sprawie oczekiwałby Jezus? I po uzyskaniu odpowiedzi, stanąć przed Bogiem na modlitwie i prosić w imię Jezusa o to, by spełniło się to, czego Jezus oczekuje?

    Wiem, że to w pewnym stopniu jest myśl, przynajmniej dla niektórych rewolucyjna. Bo jednak przyzwyczailiśmy się do tego, by stając na modlitwie "załatwiać sprawy" po swojemu. Może i w imię Jezusa, ale jednak - by było tak, jak ja chcę.

    Nie wiem, czy moje spostrzeżenie jest najlepszym możliwym odczytaniem dzisiejszej Ewangelii, ale wydaje mi się, że zdecydowanie warto wziąć pod uwagę taki pomysł i przynajmniej się nad nim zastanowić.

Komentarze