Poniedziałek VI tygodnia wielkanocnego

 ...jesteście ze Mną od początku...

    Kiedy czyta się to Słowo w kontekście Apostołów, to wszystko jest jasne. Są z Jezusem od początku jego publicznej działalności. Słyszeli wszystko to, co mówił ludziom. Widzieli cuda, które czynił. Mogą więc stawać przed innymi i świadczyć.

    Ale kiedy mam te słowa odnieść do siebie, to mam z tym większy zgryz. 

    Co to znaczy być z Jezusem od początku, kiedy żyje się dwadzieścia wieków po Jego publicznej działalności. 

    Co dla mnie jest tym początkiem?

    Chrzest? Niby tak, ale przecież nie pamiętam tego zdarzenia. Pierwsze lata mojego życia upływały w dziecięcym zapatrywaniu się na obraz Bozi. Trudno mówić o tym, że była to świadoma relacja z mojej strony... Ale przecież była świadoma ze strony Jezusa. Dla Niego ten początek był ważny. On świadomie się na niego zgodził i miał świadomość, że moje dzieciństwo będzie czasem dziecinnego przeżywania wiary i relacji z Nim. Więc owszem, po dziecięcemu - byłem z Nim od początku.

    Ale może inaczej. I Komunia Święta też wydaje się być dobrym momentem. Przyjmowałem ją po przygotowaniu. Osiągnąwszy przynajmniej podstawową świadomość i umiejętność przyjęcia za prawdę faktu, że w białej Hostii otrzymuję Jezusa do serca. Miałem szczęście - prezenty nie przesłoniły wszystkiego, to jeszcze nie był czas, kiedy były takie nadzwyczajne jak dziś. Więc może z tej świadomości rodzi się początek mojego bycia z Jezusem?

    Można wymieniać dalej. Szukać punktu początku w Bierzmowaniu, Kapłaństwie, Małżeństwie. W spotkaniu się z grupą modlitewną. W jakiejś szczególnie dojmującej spowiedzi...

    Dla mnie jedno jest pewne. Jezus jest ze mną od pierwszych dni. Od Chrztu na sposób sakramentalny. A ja ciągle, mimo upływających lat, uczę się tego by być z Nim choć po części tak mocno, jak On jest ze mną.

Komentarze