Czwartek VI tygodnia wielkanocnego

     Św. Jan w swojej Ewangelii nie ma w zwyczaju niczego ułatwiać. Kiedy przekazuje słowa Jezusa, to nawet jeśli są to słowa wypowiadane do Apostołów wprost, bywają w odbiorze o wiele trudniejsze niż najbardziej skomplikowane przypowieści przekazane przez innych Ewangelistów.

    Podobnie dzisiejsza Ewangelia, w której sami Apostołowie nie potrafią zrozumieć słów, które słyszą i ich prawdziwego znaczenia.

    Ja jednak chciałem się "uczepić" szczególnego zdania w tym dzisiejszym fragmencie. 

    Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił.

    Patrząc na to zdanie myślę sobie, że w pewien sposób spełnia się ono na moich oczach. Świat wokół mnie, jest w pewien sposób "zaczadzony" swoistym "weseleniem się". Ma być fajnie. Ma być zabawnie. Ma być wesoło. Najlepiej bez zasad i z pominięciem konsekwencji. Zabawa ma się toczyć niezależnie od tego czy jest moralna czy nie. Karuzela ma się kręcić. Tyle. 

    Ale wcale nie to wydaje mi się w tym zdaniu najważniejsze.

    Bo kiedy spoglądam na słowa o płaczu i zawodzeniu, a doczytuję, że są wypowiedziane w kontekście odejścia Jezusa z tego świata. Ży wypowiedziane są one by opisać głębię tęsknoty i poczucia osamotnienia, jakie będzie towarzyszyć uczniom, przynajmniej w czasie oczekiwania na Ducha Świętego (bo Jego przyjście zmieni wszystko), to rodzi się we mnie pytanie o to, czy moja miłość, moje przywiązanie do Jezusa, którego dzięki Eucharystii mogę spotykać codziennie, Który dzięki Eucharystii jest tak samo blisko mnie, jak blisko był Apostołów, jest na tyle wielka, by myśl o tym, że może mi to spotkanie być zabrane, doprowadziłaby mnie do płaczu?

Komentarze