Wielki Wtorek

 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie wyda.

    Gdybym zasiadał przy stole z przyjacielem, który wypowiada takie słowa, poczułbym się okropnie. Nie różniłbym się w tym od apostołów, którzy również zdumieli się wypowiadanymi przez Jezusa słowami. Zaciekawienie, przerażenie, spojrzenia, znaki... wreszcie pytanie: Panie, któż to jest?

    W odpowiedzi Jezus zapowiada najpierw zdradę Judasza, a niedługo później - zaparcie się Piotra.

    Zdumiewało mnie zawsze w tej Ewangelii to, że Judasz, tak jawnie wskazany, nie odmienił swoich planów. Że poszedł w zaparte.

    Jak bardzo musiał być uparty, jak bardzo zaślepiony swoją wizją, że wyszedł z wieczernika. Że nie zwrócił się do Jezusa o pomoc. Że nie próbował z nim porozmawiać.

    W ogóle Judasz jest dramatyczną postacią. Wybrany przez samego Jezusa. Przebywający w Jego towarzystwie. Świadek nauczania, cudów. Uczestniczący we wszystkim z pierwszego szeregu. Miał możliwość poznania Jezusa tak dobrze, jak niewielu poza nim. A jednak...

    Ta bliskość nie pomogła Judaszowi w poznaniu Prawdy o Jezusie. 

    To jest chyba najsmutniejsze. Że będąc tak blisko, był jednocześnie tak daleko.

    Trochę przeraża mnie to, że ta możliwość Judaszowego bycia blisko i daleko zarazem nie jest tylko teoretyczna. Mnie to też może spotkać.

    Mogę być blisko Jezusa jako kapłan, który codziennie sprawuje Eucharystię, a jednocześnie daleko - bo tak jak każdy mogę zobojętnieć na grzech i w nim trwać. Tak samo będąc świeckim. Mogę codziennie się modlić, uczestniczyć we Mszy Świętej, a sercem być daleko od Jezusa.

    To jest chyba najlepsze określenie dramatu Judasza. Będąc blisko - być daleko.

Komentarze