Sobota II tygodnia Wielkanocnego

     To Ja jestem, nie bójcie się.

    Okoliczności w jakich toczy się cała sytuacja przytoczona w dzisiejszej Ewangelii, jak najbardziej usprawiedliwiają strach. Nie dość że pogoda nie sprzyja pływaniu. Jezioro się burzy i stwarza zagrożenie, to jeszcze w całej tej scenerii, jak gdyby nigdy nic pojawia się Jezus, kroczący po wodzie. Na prawdę, można się przestraszyć - jeśli nie tego co się dzieje, to przynajmniej o stan swojego zdrowia psychicznego.

    Ten przestrach musi rysować się na twarzach apostołów na tyle wyraźnie, że Jezus, zbliżając się do łodzi od razu woła: To ja jestem, nie bójcie się.

    Być może jest to powodowane chęcią zidentyfikowania się, aby apostołowie nie wyobrażali sobie więcej niż się dzieje. Aby to, co podpowiada im strach, nie przeważyło nad prawdą, która sama w sobie jest niesamowita i niezwyczajna.

    To, co wydaje mi się ważne, to pewien fakt, który wyczytać można z takiego sporu działania Jezusa. Jego celem jest wprowadzenie pokoju serca. Stanu uspokojenia. Zgaszenie lęku. W sytuacji, która sama w sobie jest groźna, wskazuje na to, że Jego obecność jest źródłem pokoju.

    W pewien sposób można to rozszerzyć i przenieść poza tę Ewangelię. Można na tej podstawie powiedzieć, że działanie Jezusa nie pogłębia lęku i niepokoju. Przynosi pokój. To jest znak Jego obecności.

Komentarze