Przykład ważniejszy od słowa

 A zatem gdy ktoś przyjął miano opata, powinien uczyć swoich uczniów na dwa sposoby, a znaczy to: niechaj wszystko co dobre i święte okazuje raczej swoim postępowaniem, niż słowami. Uczniom bardziej pojętnym musi wykładać naukę Pana także słowami, tych zaś, którzy trudniej rozumieją i są twardego serca, niechaj własnym życiem uczy Bożych przykazań. (2, 11-12)

            Nie wiem, czy zwróciłeś na to uwagę drogi czytelniku, ale święty Benedykt dwukrotnie wskazuje na przykład jako metodę nauczania „nauki Pana”, a tylko raz, i to w odniesieniu do najbardziej pojętnych, nakazuje pouczenie słowem. Z tego czerpie początek wybrany przeze mnie tytuł tego rozważania.

            Na początek warto podjąć próbę odczytania tego fragmentu możliwie dosłownie. Kluczem do tego niech będzie „wykład nauki Pana” o którym wspomina autor REGUŁY. Dlaczego właśnie on? Bo w zamyśle świętego Benedykta tego właśnie ma dotyczyć to polecenie.

            Myślę, że trzeba tutaj przypomnieć jeden z obrzędów chrzcielnych, który pozwoli nam odnaleźć się lepiej w sytuacji. Już po udzieleniu sakramentu chrztu dokonują się w ramach liturgii, tak zwane „Obrzędy Wyjaśniające”. Pierwszym z nich jest namaszczenie nowo ochrzczonego olejem Krzyżma Świętego, podczas którego kapłan wypowiada następujące słowa: Bóg wszechmogący, Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który cię uwolnił od grzechu i odrodził z wody i z Ducha Świętego, On sam namaszcza ciebie krzyżmem zbawienia, abyś włączony(a) do ludu Bożego, wytrwał(a) w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne. (Obrzędy Chrztu Dzieci 98)

            Obrzęd ten, przybliża nam prawdę o tym, że na mocy chrztu, każdy ochrzczony uczestniczy w życiu i zadaniach Chrystusa. Misję kapłańską realizuje poprzez modlitwę, której szczytem jest udział w Eucharystii i czerpanie z owoców Ofiary Krzyża w Komunii Świętej. Misję prorocką – poprzez poznawanie nauki Chrystusa i stawanie się jej świadkiem wobec innych. Misję Królewską – poprzez pełnienie dzieł miłosierdzia i pamięć o słowach Chrystusa: Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! (Mt 9, 35)

            Chrzest zobowiązuje nas do tego, by świadczyć o Chrystusie, a święty Benedykt poprzez swoją REGUŁĘ nie czyni nic innego, jak wskazuje nam podstawowy sposób realizacji tego zobowiązania. 

            Swoim postępowaniem… To oczywiście stawia wymaganie opatowi (w domyśle każdemu z nas), aby troszczyć się o swój sposób życia i postępowania. By był on taki, jak wynika z Ewangelii. By życie i postępowanie stanowiło swoisty podręcznik, z którego da się wyczytać naukę Ewangelii.

            Tak rozumiane nauczanie Ewangelii stawia nas też w konieczności stanięcia oko w oko z jednym z najczęstszych zarzutów, jaki dziś stawia się chrześcijanom i katolikom. Zarzutem tego, że to, jak żyjemy nie ma się nijak do tego, co opisuje Ewangelia i co wynikałoby z przykazań i wskazań katechizmowych. Jest to zarzut o tyle przykry, że współcześnie boleśnie prawdziwy.

            Z jednej strony nie brakuje, wyrastających trochę jak grzyby po deszczu chrześcijańsko-katolickich „gadaczy” wszelkiego rodzaju i maści, którzy dzięki dostępowi do Internetu kreują się na wielkich speców od chrześcijańskiego życia. Mówią, „głoszą”, opowiadają. Budują wokół siebie grupy, ale kiedy przychodzi co do czego, okazuje się nierzadko, że to co mówią, nie przekłada się na ich życie. Dotyczy to w równych stopniu świeckich jak i duchownych. Ten szczególny brak, jakim jest niespójność życia z tym, co się mówi, staje się przyczyną stopniowego rozkładu, a nierzadko spektakularnego upadku.

            Fundamentem zastosowania w swoim życiu powyższych zdań z REGUŁY jest własne życie. I wcale nie chodzi o to, by było ono święte, nieskalane i czyste niczym sala operacyjna przed rozpoczęciem zabiegu. Zdecydowanie bardziej chodzi o to, by było ono autentyczne.

            Autentyczny przykład walki z nałogiem, świadectwo wychodzenia z upadku, może być lepszą lekcją autentycznej nauki Pana, niż ciągłe, piękne, ale nie mające nic wspólnego z prawdą i osobistym doświadczeniem opowiadanie o świętości, zwłaszcza swojej. Takiego świadectwa bardzo dziś potrzeba. I to o wiele bardziej od nauczania słowem bardziej pojętnych choćby z racji tego, że oni zawsze znajdą sobie kogoś wśród duchownych czy świeckich o lepszym przygotowaniu teologicznym. Natomiast zwykli ludzie, czasem bardziej chwiejni, czy to twardego serca, czy trudniej rozumiejący bardzo często opierają swoje życie z Jezusem o doświadczenie spotkania z tymi, którzy nazywają się Jego uczniami.

            Czy moje życie to księga, której czytelnik spotka się z Jezusem? – To pytanie koniecznie każdy z nas musi w swoim sumieniu rozważyć.

Komentarze