Trzeci raz pasyjnie - używając w sumie wielu słów - o milczeniu

 Jezusa zaś stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: Czy Ty jesteś królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Tak, Ja nim jestem. A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie? On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił.


Opis spotkania Jezusa z Piłatem, który pozostawia święty Mateusz jest bardzo lakoniczny. Głównie ze względu na to, że Jezus jest w jego trakcie niezwykle milczący. Za wyjątkiem odpowiedzi na pytanie Piłata – Czy Ty jesteś królem żydowskim? – nie wypowiada ani jednego słowa. Po prostu jest.

Jego milczenie przykuwa uwagę Piłata tym bardziej, że kiedy padają pod jego adresem oskarżenia żydowskiej starszyzny, On dalej milczy. Musi to być obraz niespodziewany. Całkowicie inny od tego, do którego Piłat przyzwyczaił się sprawując sądy.

Zresztą, jeśli się nad tym zastanowić jest w tym coś niesamowitego. Jezus, świadomy, że wszystkie te oskarżenia są wyssane z palca milczy. Na jego miejscu każdy inny oskarżony podejmował by próby obrony. Odzywały się. Przerywał, może nawet przekrzykiwałby oskarżycieli. Jezus tego nie robi. Wszystkiego wysłuchuje w całkowitym milczeniu.

Nawet Piłat reaguje. Pyta. Próbuje pobudzić go do wypowiedzi. Ale jego próby nie odnoszą żadnego skutku. Jezus wypełnia całe to wydarzenie swoją milczącą obecnością.

Można powiedzieć, że w podobny sposób Jego obecność zaznacza się w czasie składania Najświętszej Ofiary. Wiemy, dzięki naszej wierze, że On jest z nami. Obecny całkiem rzeczywiście i realnie na ołtarzu. Jednak jest to obecność cicha i pokorna. Nienarzucająca się. Niespektakularna. Jezus wybrał dla siebie taki sposób obecności, który realizuje się w milczącym znaku białego chleba i kielicha napełnionego winem i kroplą wody.

Jego obecność na ołtarzu nie krzyczy do nas w żaden sposób. Nie atakuje naszych zmysłów. Jest ciszą i milczeniem, którą da się dostrzec jedynie oczyma wiary.

Milczenie Jezusa Eucharystycznego jest wyzwaniem dla nas, ludzi rozkrzyczanego i hałaśliwego świata. Jest też zaproszeniem do tego, abyśmy weszli w to milczenie i w tym milczeniu z Nim się spotkali.

Możemy tego nie dostrzegać, ale milczenie jest i powinno być integralną częścią liturgii. Niestety – bardzo często nie pozostawiamy sobie na nie przestrzeni.

Kiedy w zeszłym roku zacząłem się uczyć celebracji Mszy Świętej w formie sprzed Soboru Watykańskiego II spotkałem się z pojęciem „ciszy kanonu”. Było to szokujące. Nowa Msza przyzwyczaiła mnie do tego, że wszystko to, co dzieje się przy ołtarzu jest publiczne i słyszalne. Tu było inaczej. Nie tylko wszystkie czynności w czasie Mszy dokonywały się tylko przed moimi oczyma, to jeszcze wszystkie słowa Modlitwy Eucharystycznej wypowiadałem szeptem, tak, że słyszałem tylko sam siebie. Na kościele zaś panowało całkowite, pełne skupienia milczenie. Uczestnicy w milczeniu przyjmowali wiarą to, czego nie mogli zobaczyć oczyma.

W nowej Mszy Świętej też przewidziane są chwile milczenia. Jednak bardzo często umykają nam, zagłuszone pośpiechem, dźwiękami organów, kolejnymi zmianami postaw, odpowiedziami. I w sumie bywa tak, że z tej ciszy właściwie w ogóle nic nie pozostaje. Podejrzewam wręcz, że gdyby w wielu parafiach nagle wszystkie te chwile ciszy zastosować, to wielu parafian byłoby zdziwionych i zdezorientowanych, nie rozumiejąc tego co się dzieje i tego, co z tą ciszą mają począć.

Kiedy spoglądamy na Jezusa, który milczy przy Piłacie, zdajemy sobie sprawę z tego, że Jego milczenie w żaden sposób nie umniejsza prawdziwości Jego obecności. Zdaje się być „wykrzyknikiem” dla wcześniej wypowiedzianych słów: Tak, Ja nim jestem. Ta cisza staje się rodzajem akustycznego echa, w którym te słowa odbijają się i zwielokrotniają. Dzięki temu możliwa jest ich kontemplacja, która może doprowadzić nas do chwili sprzed wieków. Do Mojżesza wpatrującego się w płonący krzew i wsłuchującego się w Imię Boga: JESTEM, KTÓRY JESTEM.

To milczące JESTEM wypowiada się do nas w każdej Eucharystii. Zaprasza nas do uwierzenia w to, że choć milczący, to jednak prawdziwy Jezus jest w niej realnie obecny. 

Jest jeszcze małe Post Scriptum do tego rozważania.

Człowiek wierzący niejednokrotnie mierzy się z milczeniem Boga, który nie odpowiada w sposób wystarczająco prosty, by był satysfakcjonujący. To potrafi rodzić frustrację, zwątpienie, z czasem coraz większy żal. Chcielibyśmy coś usłyszeć. Poznać odpowiedź. Otrzymać znak. Mimo to zwyczajnym językiem Boga jest milczenie i cisza.

Ten sposób obecności – w milczeniu – jest trudny i niepojęty. Wydaje się niedostępny dla zwyczajnego człowieka. Zastrzeżony dla świętych i mistyków. To jednak nie jest prawdą.

Spotkanie z Bogiem w ciszy i głębi milczenia jest dostępne dla każdego z nas. Mamy się uczyć go poprzez Eucharystię, a jeszcze bardziej poprzez modlitwę Adoracji. Ciche trwanie przy Chrystusie obecnym w Najświętszym Sakramencie uwrażliwia serce człowieka na Jego obecność i z czasem pozwala coraz lepiej rozumieć to, z czym On przychodzi do nas.

Miało być o ciszy, a nazbierało się tyle słów, że właściwie wszystko to wychodzi jako sprzeczne z tematem.

Chciałbym jednak, byśmy z tego rozważania zapamiętali kilka rzeczy:

1. Obraz milczącego Jezusa, który rozciąga się ze spotkania z Piłatem na każde nasze spotkanie z Nim w Eucharystii.

2. Przekonanie o tym, że Jego milczenie nie jest brakiem odpowiedzi, a podkreśleniem Jego obecności .

3. Postanowienie, że nauczę się trwać w ciszy Jego Obecności, dostrajają swoje serce, do Jego Serca

Komentarze