Środa II tygodnia Wielkiego Postu

     Do dzisiejszej Ewangelii mam szczególny sentyment. Rodzi się on z tego, że stała się ona tematem mojego pierwszego w życiu, jeszcze nieoficjalnego, bo wygłoszonego tylko na potrzeby seminaryjnych ćwiczeń homiletycznych kazania.

    Wówczas skupiłem się na tym, co w sumie jest do dzisiaj aktualne - na prawdzie o tym, że Bóg to nie automat do spełniania naszych zachcianek, który swoją mocą zrealizuje każdą naszą zachciankę.

    Dziś dostrzegam w niej coś, czego wówczas nie widziałem. Matka apostołów, która przychodzi do Jezusa z prośbą absolutnie nie rozumie, że Królestwo Niebieskie rządzi się innymi prawami i obyczajami niż te ziemskie.

    Prośba matki synów Zebedeusza jest całkiem zrozumiała, jeśli spojrzymy na nią w kategoriach tego świata. Jest próbą wyproszenia dla swoich synów lepszej pozycji, poprzez pozyskanie protekcji ich "szefa" - w tym wypadku Jezusa. 

    Jednak Jezus od razu ustawia sprawę jasno. W Królestwie Niebieskim nie zdobywa się miejsca i pozycji w taki sposób.

    Najpierw stawia braciom pytanie - Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? - pamiętać należy, że wszystko to dzieje się bezpośrednio po tym, jak Jezus zapowiada swoją podróż do Jerozolimy i dość szczegółowo opisuje jej konsekwencje, włącznie z ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem. Nie ma więc mowy, by uczniowie nie zrozumieli, że pytanie jakie jest im postawione, znaczy: Czy możecie doświadczyć tego cierpienia, które Ja mam cierpieć?

    Kiedy odpowiedź synów Zebedeusza jest twierdząca, wówczas odpowiada, że rzeczywiście, będą mieli swój udział w cierpieniach, które przeżyje Jezus (oczywiście w odpowiednim czasie), ale to nie on przyznaje miejsca, które będą zajmować uczestnicy życia w Królestwie Niebieskim.

    Na zakończenie, po raz kolejny w Ewangelii przypomina naukę o tym, że wielkość w Królestwie Niebieskim nie jest mierzona kategoriami tego świata. W Królestwie Jezusa wielkim jest ten, kto jest zdolny do służby porównywalnej z niewolniczą. I tutaj Jezus za przykład daje samego siebie mówiąc, że On sam nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu.

    Czytając tę Ewangelię zawsze myślę o dwóch rodzajach sytuacji. 

    Po pierwsze, o tych wszystkich prośbach, które kiedykolwiek skierowałem do Boga. Zastanawiam się czasem ile z nich było takimi, że mogłyby zostać skwitowane słowem: Nie wiesz o co prosisz. Ile z nich było wyrazem mojej pychy i przekonania, że coś mi się należy.

    Po drugie, o tych sytuacjach, w których nie potrafiłem przyjąć postawy sługi, za to próbowałem stawiać się wyżej od innych.

    Dziś mogę tylko żałować, a na przyszłość starać się, by było ich jak najmniej.

Komentarze