Sobota III tygodnia Wielkiego Postu

     Każdy z nas nosi w sobie faryzeusza z dzisiejszej Ewangelii. Siedzi sobie taki w sercu i szepce za każdym razem kiedy tylko ma okazję: nie jestem taki zły Panie Boże. Nikogo nie zabiłem. Nikogo nie okradłem. Chodzę nawet w niedzielę do kościoła. Nie to, co mój sąsiad, nie to co moja sąsiadka, kolega, koleżanka... 

    Co więcej. Ten nasz wewnętrzny faryzeusz jest głośny, a przez to o wiele bardziej zauważalny niż celnik, który siedzi sobie z tyłu i cicho powtarza: Boże, miej litość dla mnie grzesznika.

    Faryzeusz jest atrakcyjniejszy. Pozwala nam poczuć się lepiej. Ma jednak jedną wadę. Nie podpowiada nam prawdy.

    Celnik wydaje się być gorszą opcją. Nakazuje spojrzeć w głąb siebie. Przyznać się przed sobą samym do kondycji grzesznika. To nie jest takie fajne, jak spojrzenie na innych z przekonaniem, że jestem mniejszym grzesznikiem od nich.

    Ciekawą formą uczenia się postawy celnika jest praktykowanie Modlitwy Jezusowej. Medytacyjnego powtarzania słów: Panie Jezu Chryste, ulituj się nade mną. Wbrew pozorom nie wprowadza ono w poczucie depresji i zdołowania. Jest raczej modlitwą zanurzenia się w miłosierdzie, z której rodzi się siła do stawiania czoła pokusom. Jest powierzeniem tego co we mnie słabe Komuś, kto może te słabości uleczyć.

    Warto poznać zarówno swojego wewnętrznego faryzeusza jak i celnika. Wiedza o pierwszym pomoże unikać jego podszeptów, z drugim - warto się zaprzyjaźnić.

Komentarze