Sobota I tygodnia Wielkiego Postu

Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski».

Dążenie do doskonałości jest w dzisiejszym świecie bardzo popularne. Wielu ludzi dąży do osiągnięcia doskonałej sylwetki, inni szukają doskonale zbalansowanej diety, jeszcze inni chcą doskonale rozwinąć swoją karierę…

Widząc w tych „doskonałościach” wielką wartość wprowadzamy na drogę ich osiągania już nawet najmłodszych, zapisując dzieci na kolejne kursy, kółka, grupy zainteresowań… wszystko po to, aby w dorosłości były doskonale i potrafiły lepiej, i łatwiej poradzić sobie w tym powszechnym wyścigu do bycia doskonałym.

Jednak - trzeba to jasno powiedzieć - ten współczesny „wyścig o doskonałość” nie ma nic wspólnego z dążeniem, które przedstawia w dzisiejszej Ewangelii Jezus. Bardzo często wręcz jest jego zaprzeczeniem. Jest w nim dużo zapatrzenia w siebie, rozpychania się łokciami, braku miłości. Wszystko po to, by stworzyć „możliwie najbardziej doskonałą wersję siebie”.

Tylko czy jest możliwe, aby zbudować „możliwie najbardziej doskonałą wersję siebie”, bez uwzględnienia Boga?

Jezus wskazuje nam, że wzorcem doskonałości do którego mamy dążyć jest Bóg, a doskonałość tę wskazuje na tle mowy o miłości do nieprzyjaciół, ukazując Boga, który: sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i (…) zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

Jak zwykle wszystko to wydaje się być ponad nasze siły. Ale może to tylko wygodne usprawiedliwienie?

Może udałoby się, gdybyśmy choć dziesiątą część zaangażowania jakie poświęcamy na „doskonalenie się” w różnych dziedzinach, zdecydowali się poświecić na budowanie w sobie tej Bożej doskonałości, zbudowanej na miłości.

Komentarze