O "poszukiwaczach Złego" - inspirowane

     Ciekawa myśl w związku z dzisiejszą Ewangelią pojawiła się już po napisaniu pierwszego komentarza... Nie jest całkiem moja - została zainspirowana przez znajomą z Instagrama.

    Odnosi się ona do specyficznego "gatunku" wierzących, z którym osobiście też miałem już do czynienia, a których na własny użytek nazywam "poszukiwaczami Złego". Są to tacy wierzący, dla których poszukiwanie diabła i jego działań stało się celem do tego stopnia, że nie dostrzegają już działania Jezusa, albo uważają je (to moje przypuszczenie) za mniej atrakcyjne. I mam wrażenie, że są oni podobni do tych, którzy w dzisiejszej Ewangelii oskarżają Jezusa o korzystanie z mocy Belzebuba.

    Jest to w moim przekonaniu patologia religijności i życia duchowego, a bynajmniej nie jestem sceptyczny gdy chodzi o istnienie Szatana i to, że ma On całkiem spore pole działania we współczesnym świecie. Wierzę w jego istnienie. Wierzę w opętania. Wierzę w to, że kusi nas do złego.

    Ale jednocześnie wierzę, że został pokonany przez Chrystusa. Wierzę w to, że jego działanie jest ograniczone. Wierzę, że życie wiarą, sakramentami jest najlepszą ochroną przed jego wpływem. Nie odczuwam potrzeby szukania zagrożeń i pułapek jakie stawia na mojej drodze, bo staram się budować swoją wiarę w oparciu o zaufanie pokładane w Jezusie. 

    Wydaje mi się, że nauka Ewangelii, doświadczenie spotkania z Nim w sakramentach jest wystarczająco wspaniałe. Kiedy skupiam się na Nim, kiedy słucham Jego słowa, nie pozostawiam miejsca szatanowi. Na tym to powinno polegać.

    Boję się o tych wszystkich "poszukiwaczy diabelskości", bo mam wrażenie, że skupiają się nie na tym co trzeba. Mam wrażenie, że swoje działanie ukorzeniają w strachu przed wrogiem, który został pokonany, zamiast w ufności pokładanej w tym, który go zwyciężył.

    Zastanawiam się też, czy pozostaje im czas na budowanie relacji z Jezusem, skoro tak na prawdę nie skupiają się na Nim.

    Oczywiście, cnota roztropności podpowiada, że Szatana nie wolno lekceważyć i ignorować. Nie na darmo św. Paweł VI zwracał uwagę, że jego największym zwycięstwem jest to, że ludzie przestali w niego wierzyć. Nie będzie roztropnym wystawianie się na jego działanie. Folgowanie pokusom. Ignorowanie życia sakramentalnego.

    Ale trzeba sobie zdawać jasno sprawę z tego, że nie ma gorszego zagrożenia dla życia duchowego, jak zaniedbywanie modlitwy, ignorowanie spowiedzi, nie przyjmowania Komunii świętej. 

    Owszem. Nie każda książka służy czemuś dobremu. Nie każdy film promuje właściwe wartości. Nie każda muzyka buduje pokój duszy i tak dalej. Owszem. Bywają takie, których autorzy nie ukrywają swoich inspiracji złem i Złym. I owszem - roztropność podpowiada by ich unikać, by ich treścią się nie karmić. Ale na prawdę. Nie każda książka fantasy jest hołdem składanym Szatanowi, tak samo nie każdy utwór rockowy i nie każda gra komputerowa. Niektóre z nich są po prostu tym, czym są - owocem wyobraźni ich autora. Nie każdemu będą się podobać i nie muszą. Ale nie ma co wszystkich w czambuł potępiać.

    Centrum życia duchowego katolika nie powinno być ciągłe poszukiwanie działania Złego w świecie. Jego centrum powinien być Chrystus. Jego Ewangelia. Jego Męka. Jego Śmierć i Jego Zmartwychwstanie. To w Nim jest życie. To w nim jest sens życia. 

    

Komentarze