Przede
wszystkim, gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby On
sam to do końca doprowadził. (Prol 4)
Czasem zastanawiam się, czy wobec
natłoku planów i pomysłów na to, co jeszcze można zrobić (dotyczy to także
działań duszpasterskich) pozostaje jeszcze choć chwila czasu na to, aby
poświęcić to dobro temu, który jest Źródłem Wszelkiego Dobra?
Generalnie wydaje mi się, że te
konkretne słowa REGUŁY są zapisane przeciwko tym wszystkim, którzy chcą
wszystko oprzeć o własne siły. Są podpowiedzią, że tym większe będzie dobro
uczynione przez człowieka, im więcej będzie w nim miejsca dla Tego, który sam
jest Dobry.
W moim osobistym doświadczeniu, to
konkretne zdanie REGUŁY przenosi mnie do Gliwickiej Katedry, 10 maja 2008 roku.
Do dnia moich święceń kapłańskich. Kościół związał ich zamysł z liturgią
święceń w ten sposób, że stały się pieczęcią, którą biskup wypowiedział nad
wszystkimi moim przyrzeczeniami. W chwili, gdy moje ręce spoczywały zamknięte
jego rękami, gdy swoim „Przyrzekam” odpowiedziałem na pytanie o to, czy
Biskupowi Gliwickiemu i jego następcom przyrzekam cześć i posłuszeństwo
usłyszałem: Niech Bóg, który rozpoczął w Tobie dobre dzieło, sam go dokona.
Tak jakbym miał zrozumieć, że do
tego dnia, do tej chwili nie doprowadziłem się sam. Że jest ona konsekwencją
woli Boga, który natchnął mnie powołaniem, który natchnął mnie siłą i
zdolnością do jego rozpoznania, który dał mi odwagę, bym poszedł za jego głosem
i który był ze mną przez wszystkie kolejne lata mojej formacji. Tak, jakby
biskup chciał mi powiedzieć – nie przeszkadzałeś do tej pory, nie przeszkadzaj
Bogu w dalszym ciągu. Twoje kapłaństwo, twoja posługa to Jego dzieło – niech on
doprowadzi je do pełnego rozkwitu.
Oczywiście. Jest to moje,
specyficznie kapłańskie doświadczenie, ale przecież każdy inne dobry zamysł,
można powierzyć Bogu i zrozumieć go jako jego szczególne dzieło.
Można podobną logikę zastosować w
odniesieniu do sakramentu małżeństwa, choć w jego liturgii nie zostały
przewidziane te słowa, które u początku drogi słyszy młody kapłan. A jednak,
przecież On też staje za dobrem, które prowadzi młodych do ołtarza. To On
uzdolnił ich serca do okazywania sobie miłości. On sprawił, że gdzieś i kiedyś
spotkali się, poznali, polubili. On stał przy nich, gdy budowali swoją relację
i swój związek. On natchnął ich myślą o małżeństwie, które także On
pobłogosławi. Będzie przy nich przez całe życie. Będzie chciał uczestniczyć w
tym, jak rozwija się ich rodzina. Będzie chciał towarzyszyć ich rodzicielstwu,
ale też decyzji o zakupie nowego samochodu, czy mieszkania.
Jest coś tragicznego w tym, że
współczesna kultura tak bardzo polubiła dobro, w oderwaniu od Dobra. Szczycimy
się każdym dobrym zamysłem i działaniem. Dokumentujemy je w mediach
społecznościowych. Rozdajemy sobie medale i dyplomy uznania, za wsparcie
kolejnego schroniska dla zwierząt, czy zbiórkę na rzecz jakiejś fundacji.
Czyniąc dobro, bardzo często celebrujemy w nim siebie samych.
Święty Benedykt, nie odmawiając
człowiekowi inicjatywy, zachęca jednak do tego, aby swoje działanie zawierzyć
Bogu. By dobre intencje i ich realizację oprzeć na Nim, a nie tylko na sobie.
Tak, by z Niego brała się pewność, że dobry będzie nie tylko pomysł, ale też
realizacja i zakończenie.
Takie spojrzenie wyrasta z kilku
podstawowych założeń, które święty przedstawia w kolejnych zdaniach.
Po pierwsze – święty Benedykt, jest
bardzo mocno zanurzony w poczuciu usynowienia przez Boga. Zawierzanie dobrych
zamierzeń i inicjatyw Bogu, trwanie przy ich realizacji w tym zawierzeniu,
stanowi w jego przekonaniu ochronę przed popadnięciem w zło, które stanie się
źródłem zasmucenia Boga, do którego żywi synowską miłość. Podejrzewam, że te
zdania REGUŁY, spisuje święty Benedykt mając za sobą różne doświadczenia i
obserwacje dzieł ludzkich, które mimo dobrych początków, bynajmniej nie mogły
się poszczycić dobrym zakończeniem.
Po drugie – widzi w Bogu źródło wszelkiego dobra
w człowieku. Człowiek ma się tym dobrem posługiwać w posłuszeństwie Temu, od
którego ono pochodzi.
Po trzecie – w zachęcie do modlitwy o to, by
Bóg dopomagał swoją łaską w doprowadzaniu każdego dobrego dzieła, jakie
człowiek rozpoczyna, jest zawarta troska o zbawienie duszy człowieka. Święty
Benedykt jest świadomy, że sprzeniewierzanie się miłości i Bożemu prawu, jest
prostą drogą do poniesienia konsekwencji. Benedykt wprost zaznacza, że Bóg,
dobry Ojciec jest też sprawiedliwym Panem, który może zdecydować o wiecznej
karze dla tych, którzy nie podążają drogą do Jego Chwały.
Spoglądając na to wszystko szerzej,
w wezwaniu do modlitwy u początku dobrego dzieła, może też ukrywać się zachęta
do pokory, wynikająca z troski o to, by przypisanie sobie wszelkich zasług
jakie wynikają z dobrego dzieła, nie skończyło się popadnięciem w grzech pychy.
Zawierzenie sprawy, od samego początku Bogu, czyni go współautorem uczynionego
dobra. To, według św. Benedykta powinno chronić człowieka przed przypisaniem
sobie wszelkich zasług, a w konsekwencji przed grzechem pychy właśnie.
Myślę, że można powiedzieć, o
świętym Benedykcie, że próbuje zaszczepić w swoich duchowych synach i córkach przekonanie,
iż grzech pychy, może zniszczyć owoce każdego dobrego zamierzenia. Dlatego
pokazuje im drogę do tego, by potrafili się przed tym uchronić. Wczytanie się w
REGUŁĘ daje i nam okazję do tego, by zadać sobie pytanie o to, czy rzeczywiście
potrafimy każde dobre dzieło, jakiego się podejmujemy zawierzyć Bogu i prosić
by to, co zaczynamy On sam doprowadził do najlepszego możliwego końca.
Komentarze
Prześlij komentarz