Jeszcze o modlitwie, a właściwie o rozproszeniach

Zaczęliśmy się już modlić. Z czasem, może po długiej przerwie, wróciliśmy do modlitwy codziennej. Chciałoby się, żeby teraz było już z górki. Chciałoby się, żeby nie spotykały nas już żadne przeciwności. Ale nie. Jak na złość w tym właśnie momencie przychodzi wróg naszego powrotu i pierwsza przyczyna zniechęceń - brak owoców, brak oczekiwanych przez nas skutków modlitwy.
W tym momencie ciśnie mi się pod palce stwierdzenie, że modlitwa to nie supermarket. To nie musi działać tak, że wchodzę, zamawiam u już dostaję. Do tego potrzeba wytrwałej modlitwy. Tej zaś przeszkadzają wszelkiego rodzaju rozproszenia, jakie nas w czasie modlitwy lubią nachodzić.
Nie wiem czy wy macie tak jak ja, że nawet jeśli cały dzień potraficie się skupić na wszystkim co robicie, to akurat kiedy zabieracie się do modlitwy, w waszej głowie pojawia się milion spraw, które nagle stają się ważne, okazują się być jeszcze nie załatwione i w ogóle, to nie wiedzieć czemu wcześniej się o nich nie pomyślało...
Wicek zauważa, że takie rozproszenia  są jednym z czynników, który negatywnie wpływa na naszą modlitwę. Nakazuje sobie z nimi walczyć, a przynajmniej czynić poważne wysiłki by ich uniknąć. Wszystko w trosce o to, żeby modlitwa była bardziej owocna. 
Czy to łatwe? Zdecydowanie nie, zwłaszcza, że tego co może nas rozpraszać jest w naszych czasach o wiele więcej, aniżeli w czasach Wicka. Czy warto? Jak najbardziej. Choć uczciwie trzeba przyznać, że łatwo nie będzie. Czy jest na taką walkę jakaś jedna, w pełni sprawdzona i skuteczna metoda? Jeśli tak, to mniej osobiście jest ona nieznana, co oznacza, że każdy powinien wypracować sobie swoją...

Komentarze