Dzisiejszy fragment "Pamiętnika" dość mocno odnosi się do kapłaństwa i kapłanów. Co ciekawe, na początku XX wieku, Wicek zauważa to, co i dzisiaj trapi kapłański stan. Traktowanie kapłaństwa jako li tylko zawód, brak zaangażowania niektórych duchownych, zamykanie się księży w kościołach, brak wyjścia na zewnątrz, czekanie na wiernych... Sporo takich kapłańskich grzechów Wicek wymienia.
Ale nie pozostaje też obojętny na świeckich. Mówi o katolikach-poganach, którzy niby wierzą, a nie wierzą, mówi o wiernych, którzy zadowalają się byle czym otrzymywanym od księży. Co zarówno dla nich jest niewłaściwe, jak i dla księdza nierozwijające...
Z tych jego rozważań, wypływa bardzo konkretny wniosek, który nakłada pewne zdania zarówno na mnie, jako na księdza, jak i na świeckich, którzy się ze mną spotykają. Określając je w punktach można je opisać tak:
- Muszę ciągle dbać o to, aby moje zaangażowanie w duszpasterstwo nie malało, a rosło.
- Muszę się wciąż rozwijać tak, abym w mojej posłudze głoszenia nie dawał ludziom mało wartościowego przekazu.
- Muszę dbać o to, aby stawiać wiernym wymagania, które pomogą im wzrastać.
- Wierni powinni mieć wobec mnie wysokie oczekiwania tak, abym miał motywację do pracy nad sobą.
- Jeśli moja posługa jest dla nich niesatysfakcjonująca, powinni dawać mi jasno do zrozumienia co ich zdaniem powinienem poprawić.
- Sami powinni być otwarci na współpracę i dialog, z którego może zrodzić się wzajemna dla nas korzyść.
Komentarze
Prześlij komentarz