Bierzmowanie i bierzmowani

Koń jaki jest, każdy widzi. Chciałoby się na początek zacytować przysłowiowe hasło encyklopedyczne. Niestety, problem polega na tym, że nie jest to takie oczywiste w przypadku zadanego powyżej tematu. Bo kandydat do bierzmowania nie jest przysłowiowym koniem i niekoniecznie też każdy widzi jaki kandydat jest.
Prawda jest jeszcze bardziej skomplikowana zresztą, bo ilu kandydatów, tyle postaw, tyle twarzy tyle zachowań.
Dokładnie wczoraj, na spotkaniu grupy parafialnej zrzeszającej osoby głównie w wieku 60+, mój współwikary wypowiadał się na temat współczesnej młodzieży i przytaczał niektóre zachowania, jakich tak na prawdę na co dzień doświadczamy przekraczając progi szkół, w których przychodzi nam wypełniać misję nauczania prawd wiary, w ramach katechizacji. Oburzone miny i komentarze: "Jak to?", "Tak być nie może.", "Za moich czasów..." 
Dziś spotkanie rzeczonej młodzieży - kandydatów do bierzmowania - w kościele.
Chciałoby się wrzucić tu filmik, jaki nagrałem, żeby pokazać i "encyklopedycznie" przedstawić jak to wyglądało, a na koniec postawić pytanie: Co z nimi zrobić?
Generalnie - cały wachlarz postaw. Od tych budujących, pełnych uwagi, skupienia i szacunku dla miejsca poświęconego i uświęconego przez ponad 100 lat zanoszenia modlitw przez ich dziadków, rodziców i może jeszcze dawniejszych przodków; po takie, za które nawet z publicznych imprez usuwa delikwenta ochrona zatrudniona przez organizatorów.
Jestem radykałem, więc dobrze ponad połowę odesłałbym na przyszły rok, nie dlatego, że "za moich czasów młodzież była inna". Bo ja sam wcale niekoniecznie dobrze przeżyłem swoje bierzmowanie i przygotowanie do niego. Mogę dość mocno założyć, że nie byłem też jakoś szczególnie bardziej niż oni świadomy tego, jakiej łaski dostępuję. Niemniej, mając świadomość tych braków, nie próbowałem wielu z rzeczy, których doświadczyłem dziś, w ciągu prawie 1,5 h spotkania. A było wszystko, od niemożności uspokojenia, po osoby, które nie dając z siebie nic i tak, prosto w twarz rzucały mi słowami "i tak wezmę bierzmowanie". - Tak jakby można je sobie było po prostu wziąć.
Bierzmowanie w dzisiejszych czasach jest trudnym tematem. Wielu sądzi, że należy im się w sposób oczywisty. Inni w ogóle nie reflektują nad tym, o co w tym chodzi. Poziom religijny w wielu domach, też taki sobie, więc na współpracę i pomoc rodziców ciężko liczyć. 
Od kilku lat, co roku mierzę się z dylematem co będzie lepsze: grzeszyć nadmiarem miłosierdzia i dopuścić niemal wszystkich czy być mocno radykalnym i dopuszczać tylko tych, którzy na to zasługują?
W pierwszym wypadku - wszyscy niemal zadowoleni. Młodzi wybierzmowani, sprawa załatwiona, rodzice nie buntują się i nie krzyczą.
W drugim - mnóstwo wrogów - bo ksiądz się czepia, bo ksiądz nie rozumie, bo w ogóle ksiądz się wygłupia, że tyle wymaga i tak radykalnie postępuje. I pewnie jeszcze dodatkowo, że papież Franciszek to, czy tamto.
A jednak, jest we mnie głęboka intuicja, że skoro bierzmowanie jest sakramentem dojrzałości, pieczęcią Kościoła, głoszącą - ten jest świadomym, odpowiedzialnym za swą wiarę chrześcijaninem - to chyba jednak powinniśmy potraktować je jakoś tak bardziej elitarnie? By rzeczywiście przystępowali do niego świadomie wierzący ludzie... Bo choć łasce bożej nie da się wyznaczyć granic działania, to jednak "łaska bazuje na naturze", więc zdałoby się mieć moralną pewność, że natura jest należycie usposobiona...
Ot dylematy wikarego w mieście i pewnie nie tylko w mieście. 
Szkoda tylko, że poza płaczliwą i smutną refleksją nic z tego nie wynika...

Komentarze