Kazanie pasyjne 2


Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.
1 Kor 1, 18





         Drodzy Bracia i Siostry.
W poprzednim naszym spotkaniu, rozważaliśmy naukę Krzyża Chrystusa, która staje się wezwaniem do CZUWANIA. Powiedzieliśmy sobie, że szczególnie teraz, w czasie Wielkiego Postu, ale i ogólnie w dzisiejszych czasach, potrzeba nam tej szczególnej czujności, która jest najlepszą obroną przed grzechem i obojętnością, jaką jesteśmy zagrożeni.
Powiedzieliśmy sobie także, że te pasyjne rozważania o Krzyżu Chrystusa, opierać będziemy o symbolikę, jaką podpowiada nam Krzyż Harcerski, który dla wielu ludzi, młodych i starszych, jest symbolem noszonym z dumą.
Ta duma harcerzy i harcerek, noszących swój krzyż na mundurze, dla nas jest nie bez znaczenia, bo i dla nas, ludzi wierzących, gromadzących się w kościele i przyznających się do Kościoła, Krzyż ma być powodem do dumy i źródłem motywacji, do działania zgodnego z nauką, jaką on przynosi do naszego życia.
Dziś, ponownie chcemy poszukać w Harcerskim Krzyżu wskazówek, które dopomogą nam w lepszym rozumieniu nauki, jaka wypływa dla nas z Krzyża Chrystusowego. Chcemy z tych wskazówek wyciągnąć coś dla siebie, aby lepiej odnaleźć się wobec motta tych pasyjnych kazań, jakim są słowa świętego Pawła Apostoła: Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. Chcemy to uczynić, aby sami sobie odpowiedzieć na pytanie: Czy nauka Krzyża jest dla nas głupstwem, czy Mocą Bożą?
         Tak, jak w centralnym miejscu Krzyża odnajdujemy najczęściej postać Ukrzyżowanego, tak w centrum Krzyża Harcerskiego odnajdujemy Lilijkę. Symbol wspólny dla skautów na całym świecie. Symbol, który nie obcy jest także chrześcijaństwu.
         Kwiat lilii, spotkamy na obrazach wielu świętych. Matka Boska, Św. Józef, św. Agnieszka i wielu innych. Lilia jest w tym konkretnym wypadku symbolem czystości i dziewictwa. Oba tematy nie należą dziś do popularnych. Dzisiejszy świat podpowiada nam bowiem zupełnie inny styl życia, oparty na poszukiwaniu przyjemności i odrzuceniu wartości wypływającej z wierności tym cnotom.
         Można by więc zapytać, zatrzymując się przez chwilę na tych tematach: czy czystość i dziewictwo są dzisiaj jeszcze potrzebne?
         Ja osobiście myślę, że tak. Że są potrzebne. Że potrzeba o nich mówić i przywrócić im właściwe rozumienie i znaczenie. Pierwszym motywatorem do tego, jest Kazanie na Górze, które wygłasza do nas Chrystus i w którym podaje nam 8 błogosławieństw. Jedno z nich brzmi: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
         Pierwszym, co tutaj się narzuca, jest fakt, że Chrystus formułując to wskazanie dla Dziedziców Królestwa, posługuje się stwierdzeniem dosyć ogólnym. Mówi o czystości serca, którą możemy i powinniśmy rozumieć przede wszystkim jako wolność od wszelkiego grzechu. A więc, czystość serca, nie jest związana jedynie z przestrzeganiem 6 przykazania, tak, jak niektórzy chcieliby to zawężać. Czystość serca, jest tu przedstawiana jako stan łaski uświęcającej, która jednoczy człowieka z Bogiem i pozwala na udział w Bożym życiu. Niemniej, trzeba też mocno podkreślić, że grzechy przeciwko przykazaniu nie cudzołóż, tak samo jak wszystkie inne, ten stan łaski niszczą. A niszcząc go, zadają rany nie tylko naszej relacji z Bogiem, ale także naszym relacjom z drugim człowiekiem.
         Kiedy byłem młody, nosiłem w sobie przekonanie, że problemy na tym tle, są przede wszystkim przypadłością ludzi młodych, którzy przechodząc okres dojrzewania, uczą się własnej seksualności, uczą się na nowo przeżywać swoje ciało. Dziś, kiedy liczę piąty rok kapłaństwa, a co za tym idzie, piąty rok posługi konfesjonału, wiem, że to nie takie proste. Wielu dorosłych, być może pod wpływem głosu „tego świata” także nosi się z problemami, które tego dotyczą.
I mam jako spowiednik do czynienia z całym katalogiem grzechów, które rozciągają się egoistycznego samo zaspokajania się, po niewierności małżeńskie. Skutki tego, odczuwa się spowiadając małżonków, którzy mówią o oddalaniu się od siebie, o zanikaniu więzi między nimi. W tych najbardziej tragicznych wypadkach, skutkami są niewierność, a nawet rozbicie małżeństwa. Stąd czymś naprawdę ważnym jest by o czystość serca, na każdym poziomie i w każdej dziedzinie życia dbać, by o nią się starać, by o niej mówić i do niej wychowywać.
         Krzyż staje się tu dla nas zadaniem, które wyraża się w konkretnych działaniach. Działaniach, które my musimy podejmować, stając się świadkami dla dzisiejszego świata, który potrzebuje widzieć, że można „inaczej niż wszyscy”. Że można podążać drogą, która jest niemodna i przez to trudna, a nawet wyśmiewana. Nie możemy się tego lękać.
         To szczególne zadanie podkreśla inna interpretacja lilijki zamieszczonej na Krzyżu Harcerskim. Jest ona bowiem stylizowana na kształt, który wieńczył niegdyś igłę busoli, wskazującą północ. Niejeden wędrowiec, zagubiony w pustkowiach oceanu wpatrywał się w nią, poszukując nadziei, że jego droga wiedzie we właściwym kierunku. Lilijka ta wskazuje w górę, co Harcerze odczytują jako wskazanie na niebo. I my, wpatrując się w Krzyż, musimy widzieć w nim kompas, który prowadzi nas prostą, choć niełatwą drogą do celu.
         Trzeba nam jednak odrzucić nasze przyzwyczajenie do wygód. Droga bowiem, którą wytycza Chrystus spoglądający z Krzyża wygodną nie jest i nie będzie. Szczególnie dziś, kiedy drogowskazy tej drogi, jakie mamy w postaci błogosławieństw czy Dekalogu są ośmieszane przez tak wielu ludzi, którzy wypełniają nam pustkę braku autorytetów. Ludzi, których życiu się przyglądamy i których życie podziwiamy, jako symbol sukcesu i szczęścia, którego wszyscy tak bardzo pożądamy.
         Pytanie jednak, czy można być szczęśliwym idąc przez życie bez jasno wytyczonego kierunku?
         Dziś wiele mówi się o wolności, którą najczęściej rozumiemy jako uwolnienie od wszelkich ograniczeń. Jako ograniczenia odczytujemy bardzo często wszelkie normy i zasady, które dotychczas stanowiły podstawę życia społecznego i osobistego. Skoro zaś odczytujemy je jako ograniczenia, to staramy się je podważyć, odrzucić i usunąć. Ostatecznie bardzo często okazuje się, że usunęliśmy w imię wolności wszelkie możliwe punkty odniesienia i charakterystyczne znaki, które ułatwiają nam zorientowanie gdzie tak naprawdę jesteśmy i dokąd droga prowadzi. Wszystko jest pięknie i ładnie do czasu, kiedy nie zorientujemy się, że jesteśmy zagubieni, że wszystko wokół nas jest tak samo puste i bezbarwne. Wtedy zaczynamy kręcić się wokół, coraz bardziej przerażeni i zrozpaczeni, bo nie wiemy co dalej. Stajemy w końcu w martwym punkcie,  bo nie wiemy dokąd iść dalej.
Droga bez ograniczeń jest trudna, czasem wręcz niemożliwa. Myślę, że potwierdzi to każdy kierowca, który doświadczył porównania pomiędzy drogą, na której są wymalowane pasy, która jest dobrze oznakowana, na której nie brak drogowskazów i znaków, które ułatwiają określenie celu, jak również poprawiają bezpieczeństwo; a drogą na której takowych brak. Choć znaki na drodze ograniczają naszą wolność, to akceptujemy je, wiedząc, że służą naszemu dobru, że mają za zadanie nam pomagać, że mają zapewnić nam bezpieczeństwo.
I dlatego, w perspektywie wielkopostnych rozważań chcemy na nowo ustawić sobie przed oczy drogowskaz jakim jest Krzyż. Krzyż, który stoi wysoko, który jest widoczny, który stanowi jasny punkt odniesienia, który pozwala określić właściwy kierunek dla podążania przez życie. Krzyż, który powtarza nam dziś słowa Tego, który na nim umarł aby zmartwychwstać: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie. Krzyż, który odnosi nas do Góry Błogosławieństw, do Góry Tabor z dzisiejszej Ewangelii i pokazuje, że Ten, który jest drogą musi stanąć w centrum naszego życia. I to jest szczególny klucz, który odczytuję jako harcerz z mojego Harcerskiego Krzyża, spoglądając na lilijkę, która nie jest umieszczona na żadnym z ramion, na zewnątrz, tak jak byłoby to z igłą kompasu, a znajduje się w samym środku. To właśnie jest nauka Krzyża na dziś. Jasne wskazanie, które brzmi:
Oddajmy się Chrystusowi. Postawmy go w centrum. Pozwólmy nie tylko na to, by był naszą drogą. Pozwólmy, by był tym, który nas poprowadzi. Nie bójmy się, że cokolwiek nam odbierze, że będzie nas ograniczać. On jest źródłem prawdziwej wolności. Wolności od lęku, od zagubienia, od grzechu. Droga, którą on nas poprowadzi wiedzie do celu, który będzie źródłem szczęścia.
Postawmy na Chrystusa. Na zbudowanie z Nim relacji opartej na zaufaniu i prawdziwej przyjaźni. Relacji, która będzie innych zdumiewać i pociągać. Relacji, która uczyni z nas prawdziwych świadków Ewangelii wobec dzisiejszego świata. Świadków, którzy innym pokażą na kierunek i drogę, którą wyznacza nam Chrystusowy Krzyż. Na drogę, na którą myśmy już wkroczyli, i którą chcemy podążać.
Jeśli to uczynimy, staniemy się prawdziwymi wychowawcami, którzy nie tylko słowem, ale przede wszystkim życiem pociągną innych. Staniemy się wiarygodni wobec dzieci i młodzieży, którzy poszukują  w nas autentycznego znaku, że wiara nie pozostaje w naszym życiu jedynie w przestrzeni słów i tradycyjnych gestów. Oni chcą w nas dostrzec prawdziwą relację z Chrystusem, zawsze i wszędzie, która nie będzie zamknięta jedynie w przestrzeni świątyni, ale która będzie promieniowała z nas na każdym kroku, z każdego naszego gestu, z każdego naszego słowa, z każdego naszego czynu. Oni chcą widzieć spójność naszego życia i naszych słów. Zresztą, nie tylko młodzi tego oczekują. Takie sam oczekiwania i wątpliwości wysnuwają dziś ludzie z mojego pokolenia i starsi. Ludzie, którym nikt nie pokazał nigdy wartości Krzyża i jego nauki. Ludzie, którym nikt nigdy nie powiedział, że Krzyż wskazuje wprost na Tego, który na Nim zawisł, na Chrystusa, źródło życia i miłości.
Dziś, w świecie tak bardzo rozdartym i zagubionym, przepełnionym fałszywymi prorokami, którzy zwodzą ludzi swoimi obietnicami łatwego szczęścia, Krzyż jest dla nas znakiem, który wytycza nam drogę i zadanie. Zadanie, które wcale nie jest nowe. Zadanie, które ma już niemal dwa tysiące lat. Zadanie głoszenia, że Chrystus umarł i zmartwychwstał. Nie lękajmy się go podjąć.

Komentarze