Spowiedź na świeta

Czas przedświąteczny już piąty raz w moim życiu daje mi możliwość przeżycia szczególnego doświadczenia, jakie wynosi się z konfesjonału. Przesiadując w nim po kilka godzin dziennie spotykam różne osoby, które w różny sposób przeżywają ten sakrament. I każdego niemal roku rodzi to we mnie refleksję nad tym, czym spowiedź jest dla tych, którzy do niej przystępują.
I tak refleksja moja wskazuje na oczywisty dla wszystkich wniosek, że jest to dla wielu bardzo trudny sakrament. Wielu napawa on lękiem i strachem, którym towarzyszy także wstyd.

LĘK
Czego się boimy? To jest całkiem dobre pytanie. Zapewne tego, jak nas oceni spowiednik. Bardzo często przecież w naszym wyobrażeniu jest to "sędzia sprawiedliwy", który wysłuchując naszej spowiedzi poddaje nas surowej ocenie. Inne źródło strachu, to bardzo często doświadczenie spotkania bardzo surowego spowiednika, z gatunku o którym Jezus mówi, że wkładają ludziom ciężary na plecy, a sami palcem ruszyć ich nie chcą. Spowiednika, który w konfesjonale zamiast zrozumieć - zwymyśla, zamiast być ikoną przebaczenia i miłosierdzia - rozsiewa w okół siebie aurę grozy i surowości.
A przecież, co niby oczywiste - spowiednik to człowiek taki sam jak penitent, obdarzony niezasłużoną łaską współudziału w dziele, jakim Chrystus uczynił sakrament pokuty. On także powinien się spowiadać, bo i spowiednik bezgrzeszny nie jest. A za tym idzie konkretne doświadczenie, które pomaga. Bo jeśli ja się spowiadam, to wiem jak czuje się ten, który klęka z drugiej strony. Mam świadomość, jakie emocje mogą mu towarzyszyć, bo przecież i ja przezywam podobne wobec swojego spowiednika. 
I tu moja pierwsza konkretna prośba - Jeśli przystępujesz do spowiedzi, to jeszcze zanim klękniesz w konfesjonale, POMÓDL SIĘ ZA KAPŁANA, KTÓRY CIĘ BĘDZIE SPOWIADAŁ! - Aby potrafił wczuć się zarówno w Twoją sytuację, jak i w Serce Jezusa, którego jest narzędziem.

PRZYGOTOWANIE
Kolejna refleksja. Doświadczenie. 
Spowiedź przeżywa się łatwiej wtedy, gdy się człowiek do niej zwyczajnie przygotuje. Wchodzimy tu w coś tak starego i znanego jak warunki dobrej spowiedzi. Jednak, to, że są znane, wcale nie znaczy, że przestrzegamy je jakoś szczególnie pilnie. Wręcz przeciwnie. Czasami jasno i wyraźnie słychać to w konfesjonale.
Pierwszym krokiem tego przygotowania powinien być dobrze zrobiony Rachunek Sumienia. Bez tego ani rusz. Po prostu nie da się wpaść od tak sobie do konfesjonału i wypowiedzieć wszystko bez przygotowania. Z biegu, kiedy zajmuje nas całe mnóstwo spraw, kiedy wszystko w nas kotłuje, bez chwili uspokojenia się nawet i modlitwy, która przygotuje nas na spotkanie z Bożym Miłosierdziem.
Dlaczego, jeśli już przychodzimy na przedświąteczną spowiedź, to chcemy ją potraktować tak, jakby to były zakupy w markecie? Dla Boga musimy mieć czas, bo On ma dla nas wieczność.
Wracając do przygotowania. Jeśli już, nie możemy znaleźć czasu na Rachunek Sumienia przeprowadzony w ciszy własnego domu, to zróbmy go chociaż w 10 min., kiedy przychodzimy do Kościoła. Ale... do tego... potrzeba przynieść ze sobą książeczkę do nabożeństwa, w której przykładowy Rachunek Sumienia jest. Nawet tylko odczytując go, zwrócimy uwagę na sprawy, których zazwyczaj nie zauważamy, a dodatkowo pozwoli on się nam skupić na przeżyciu tego sakramentu.

PRZEŻYCIE
To chyba najtrudniejsze w tym wszystkim. Od strony duchowej - wymaga wiary. Wiary w to, że konfesjonał spotkania z Chrystusem, a nie tylko drugim człowiekiem.
Od strony praktycznej, też znajdzie się kilka spraw. Opowiem jak ja to robię.
Przede wszystkim, kiedy się spowiadam, staram się mówić na tyle głośno i wolno, by spowiednik mnie zrozumiał. To dosyć ważne, bo spiesząc się i mówiąc za cicho, rodzimy wrażenie, że chcemy coś ukryć (to akurat doświadczenie spowiednika). Poza tym, unikamy wtedy niepotrzebnych nieporozumień i dopytywań, które tak często bywają krępujące.
Ważne jest też by być całkowicie szczerym i prawdomównym. To zresztą jeden z warunków dobrej spowiedzi. Warunek, który stanowi o ważności całego sakramentu.
Jeszcze jedno się rzuca, kiedy się siedzi w konfesjonale dłużej. Niektórzy penitenci mają zwyczaj zaczynać spowiedź "w drodze". To znaczy - jeszcze nie wszedł, nie klęknął, a już mówi. Rozumiem, że oczekiwanie w zakręcającej nie raz kolejce, to dla niektórych wielka próba cierpliwości, ale mimo wszystko, warto się nią wykazać.
I jeszcze - w klimacie "ksiądz też człowiek" - nie ma się co oburzać, jeśli kapłan wychodzi na chwilę z konfesjonału. Wiele osób tak tego nie rozumie, ale to wcale nie jest łatwa posługa. Dość mocno, w niektórych wypadkach obciążająca - nawet psychicznie. Poza tym, po np. dwóch godzinach na siedząco, czymś zwyczajnym jest potrzeba wyjścia, wyprostowania się, skorzystania z toalety, czy też wypicia kubka ciepłej herbaty. Może przedłuży to czekanie o kilka minut, ale na pewno wpłynie na możliwości percepcyjne spowiednika i jego nastrój. A to też ważne dla wszystkich - dla niego i dla spowiadanych.

To w sumie kilka uwag zaledwie. Ale może pomogą komuś w tym, by dobrze przeżyć te święta, z czystym i gotowym na przyjęcie Boga sercem.

Komentarze