Dobra Nowina

Podobno tak tłumaczy się mniej więcej słowo "Ewangelia".

I w związku z tym ciekawostka. Jaki jest dziś ideał jej głosiciela? Przynajmniej u starszego pokolenia ludzi nazywających się wierzącymi...
Człowiek stateczny, stonowany, wręcz smutny. Taki, który z kamienną twarzą wypowie słowa Ewangelii, z jeszcze poważniejszą, słowa kazania. Który przejdzie z kamienną twarzą przez kościół, lekko tylko skłaniając się statecznym paniom w kapeluszach, skarci dzieci, które są dziećmi, więc wiercą się, gadają i śmieją, szczególnie jeśli pozbawione są opieki rodziców... Taki, który swoim chłodem zabija żar Słowa, które ma głosić?
Człowiek, który rozdziela komunię przyjmujący wyraz twarzy oficera wywiadu, wydzielającego swoim podwładnym tabletki z trucizną na wypadek, gdyby zostali złapani?
Ja się pytam jednak, czy to jest ideał głosiciela "Dobrej Nowiny"? Pytam dalej: Czy Apostołowie taką surową powagą przekonywali rzesze? 
Dlaczego tak często uśmiechnięty ksiądz staje się zgorszeniem dla niektórych ludzi? Dlaczego fakt, że dla kogoś słowa: "Dobra Nowina" są źródłem wewnętrznej radości, która promieniuje zadziwia?
Czyż  nie jest to po prostu autentyczne, że człowiek, który w Słowie Bożym, prawdziwie spotkał Jezusa, jest radosny i tę radość przeżywa? Więcej, że tą radością się dzieli?
Dziś podczas rorat opowiadałem dzieciom o zakochanej w Jezusie Słudze Bożej Antonietcie Meo. O sześcioletniej, wesołej, żartobliwej dziewczynce, która kazała swojej mamie zapisywać listy do Jezusa, pełne dziecięcej czułości, wrażliwości i radości. Jakżeż to się różni od obrazu naszych świątyń. Ona cieszyła się po prostu, że Jezus ją kocha i tym swoim dziecięcym szczęściem chciała się dzielić. A my? Poważni dorośli, skupieni na tym, co wypada, a co nie wypada. Zastanawiający się nad normami zachowania, wytyczającymi coraz to nowe granice. Czy bylibyśmy jeszcze do tego zdolni?
Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Mt 11, 25-27
Taka Ewangelia temu towarzyszyła. Gorsząca, bo wskazująca, że nasza ludzka mądrość, że nasza ludzka wiedza, którą tak hołubimy, którą tak cenimy i stawiamy prawie na równi z Bogiem nie raz, okazuje się niczym wobec Jego tajemnicy. Ja bym to nawet rozszerzył, na naszą wystudiowaną sztuczność, pełną zimnokrwistej powagi, pozbawioną radości.
Apostołowie, o których już wspomniałem, nie zdobywali wierzących wielkimi teoriami i powagą, a autentyczną radością i entuzjazmem spotkania ze Zmartwychwstałym, wypływającymi z Ducha Świętego. Tego autentyzmu potrzebujemy też dzisiaj. I mówię po raz kolejny, zdecydowane nie, tym wszystkim, którzy zakazują okazywać radość z przeżywania Ewangelii, jako Radosnej, Dobrej Nowiny na co dzień. Dlaczego, bo tylko autentycznie radosny człowiek, będzie autentycznym i wiarygodnym świadectwem tego, że Ewangelia, daje prawdziwe szczęście!


Komentarze