Takie jest świadectwo Jana...

Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: "Kto ty jesteś?", on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: "Ja nie jestem Mesjaszem".

Fenomen, bo inne słowo mi tu nie pasuje. Kiedy spojrzeć na postawę Jana Chrzciciela, to patrząc z perspektywy człowieka współczesnego, trzeba by Go nazwać nieudacznikiem. Przychodzą do Niego ludzie, niemal ukrywają w pytaniu odpowiedź jakiej od Niego oczekują a On? On odpowiada ze spokojem, który wskazuje na to, że ich przejrzał: Ja nie jestem Mesjaszem.

Cóż za prostota, ale i zarazem cóż za POKORA. Pokora, która wynika z prawdy. Z poznania prawdy o sobie. "Nie jestem tym, za kogo mnie uwazacie". Można wysnuć dalszy wniosek. "Ja nie chcę nim być. To nie moje miejsce, nie moja rola, nie moje zadanie!" Nie pragnął ani podziwu, ani zaszczytów, jakie mogły towarzyszyć prostemu wyznaniu. Ludzie przecież oczekiwali Mesjasza. Jedno Jego słowo mogło wynieść Go na szczyty, totalnie odmienić Jego życie. A On to wszystko zbywa zwyczajnym Ja nie jestem Mesjaszem. 

Wielu z nas prawdopodbnie uległo by pokusie. Przecież to otwierało perspektywy, dawało dojście do władzy, pozwalałoby na realizację tak wielu marzeń i zamierzeń.

Z czego to wynika? Moim zdaniem z tego, że Janowi było obce to, co stanowi podstawę naszego funkcjonowania w społeczeństwie. My bowiem, od lat szkolnych przyzwyczajeni jesteśmy, ba uczeni jesteśmy posługiwania się szeregiem masek, które mają za zadanie ukrywanie prawdy o nas samych, na rzecz podkreślania naszej wartości, zarówno tej prawdziwej, jak i tej, która jest od nas oczekiwana. Zakładamy te maski tak często, i tak sprawnie, że z czasem przesłaniają one prawdę o nas nawet nam samym. Z tego już bliska droga do przekonania, że ta prawda jest nieistotna i należy ją ukrywać jak coś wybitnie wstydliwego. Stąd już prosta droga do przekonania, że możemy ubrać każdą maske, jaka tylko się nadarzy, byle stanowiła ona choć pozornie drogę do osiągnięcia jakiejś korzyści.

Zapominamy jednak z czasem o tym, że maska, to nie nasza prawdziwa twarz, a jej noszenie wiąze się z pewnymi ograniczeniami. Zawęża pole widzenia, jeśli nie jest idealnie dopasowana, to z czasem zaczyna uwierać. Że bardzo często, jako wykonana ze sztucznych materiałów powoduje to, że pod nią dusimy sie własnym potem. To wszystko czyni nas nieszczęśliwymi, jest kłopotem i problemem, który ukrywamy, uparcie grając wyznaczoną sobie rolę, w przekonaniu o tym, że tak trzeba.

Jan Chrzciciel nie miał tego problemu. On żył w pełni prawdy o sobie i dlatego, nie musiał siegać po maske Mesjasza. Wiedział, że szczęścia mu to nie da, a jedynie kłopotów przysporzy. Mógł więc bez leku i z prostotą odpowiedzieć: Ja nie jestem Mesjaszem, bo wiedział, że Nim nie jest. Bo wiedział, że to nie jest dla Niego powodem do wstydu. Wiedział, że On przyjdzie i to było źródłem szczęścia, którego nie chciał utracić głupią uzurpacją.

I tu sedno sprawy. Biedni jesteśmy ze wszystkimi naszymi maskami, z naszym ukrywaniem prawdy o nas, nawet przed sobą. Bo tylko ta prawda, która jest równoznaczna z pokorą może pozwolić być nam SZCZĘŚLIWYMI.

Nie rezygnujmy ze szczęścia, na rzecz tych małych uciech, które gwarantują nam maski i brak prawdy. One są ulotne, a szczęście, choć może nie tak spektakularne jest trwałe.

Komentarze

Prześlij komentarz